Co ma wspólnego miasto Lipski z uzębieniem Stalina
Aby dojechać z Gdańska do Lipska należy skierować swój pojazd na wschód.
To szokujące stwierdzenie nie jest świadectwem mego
nieuctwa wynikającego z licznych ucieczek z lekcji
geografii. Nie jest również skutkiem pisania niniejszego
tekstu w stanie wskazującym na spożycie.
Po raz kolejny będę namawiał Was do wyprawy na
Suwalszczyznę. Cóż poradzę na to, że tam zostało serce
moje…
Wszystkie drogi doprowadzą Was prędzej, czy później do
miejscowości Sejny- 30 km na wschód od Suwałk. Same
Sejny są małym, sennym miasteczkiem. Należy tylko być
tam w niedzielne popołudnie, albo nie zwracać uwagi na
samochody i TIR-y ciągnące do przejścia granicznego w
Ogrodnikach.
Z Sejn droga prowadzi nas na północny- wschód do
miejscowości Żegary na południowym brzegu jeziora
Gaładuś. Jezioro jest przepiękne i warte rozbicia nad
nim namiotu: spędziłem nad nim 3 dni i 4 noce.
Pierwszy raz w życiu widziałem zamiast słupów granicznych... bojki graniczne- przez środek akwenu przebiega granica polsko- litewska.
W jeziorze żyje ponoć potwór, który rybakom rwie sieci. Kto wie, może wykorzystując system podziemnych korytarzy przypływa tu na gościnne występy pewna „ rybka” z jeziora Loch Ness?
Ciekawostką są msze odprawiane w lokalnym kościółku w
języku litewskim.
Mieszkanki są utalentowanymi tkaczkami tkającymi piękne
dywany, bieżniki, ręczniki i tzw. sejpaki, czyli tkaniny
o charakterystycznych wzorach.
Bezpośrednio za Żegarami (po przejechaniu 100 metrów)
impuls pochodzący z obu gałek ocznych kazał mej prawej
stopie nacisnąć na dźwignię hamulca nożnego. Powodem był
widok, który co bardziej wrażliwych osobników może
powalić na kolana. Z jednej strony otwiera się widok na
jez. Gaładuś, z drugiej – na jez. Sztabinki i jez.
Dusiejcis Większe, inaczej Dafraitis. W tym miejscu
zaczyna się długa polodowcowa rynna, która kończy się
dopiero pod Berżnikami, na skraju Puszczy Augustowskiej
i jest wypełniona licznymi jeziorami o wysokich brzegach
rozdzielonymi pagórkowatymi przesmykami. Gdy pomyślę o
ludziach, którzy mogą to obejrzeć z lotu ptaka, to z
zazdrości aż mnie skręca… Pozostała mi tylko obserwacja
z wysokiego siodełka sowieta oraz smakowanie
egzotycznych nazw jezior.
Nazw pochodzących z języka Jaćwingów: Dusiejcis Większe
(Dafraitis), Sztabinki (od Stabis- kamień), Dubielis,
Pyre, Samanis, Berżnik, Ryngis, Miłowo, Gajilik, Kielig,
Iłgiełk. Skręcając na północny- wschód w polną drogę dojeżdżamy
do skarpy nad brzegiem jez. Dusiejcis Większe. Tu
również warto pozostać na kilka dni, a jeśli nie, to na
kilka godzin, lub choćby kilka długich chwil. (W takim
tempie, to daleko nie zajedziemy).
Podążając dalej tą drogą dotarłem do wsi Krasnogruda.
Wiedziony chyba jakimś instynktem skręciłem w piękną
lipową aleję i znalazłem się w parku położonym nad jez.
Hołny. W parku tym znajduje się stary dwór Eysmontów,
który w okresie międzywojennym gościł wielokrotnie
młodego Czesława Miłosza. Jego ciotki- Gabriela Lipska i
Janina Neientowska były podówczas właścicielkami
dworu.
Jedziemy dalej na północ, do wsi Dusznica. Trudno nazwać to wsią- trzy domy „ na krzyż”, drewniany mostek nad bystrą rzeczką, okolica pełna łąk, pagórków, śpiewu skowronków, pojedynczych drzew, pachnącego nieba i ciszy. Tuż obok granica z Litwą. Jadąc dalej spotykamy dwie samotne zagrody, które kiedyś były częścią wsi Kalwiszki(obecnie po stronie litewskiej). I tak docieramy do przejścia w granicznego Ogrodnikach. Stąd uciekamy na południe do dworu w Hołnach Mejera nad jez. Hołny. Jan Mejer był emigrantem z Inflant, starostą przeroślskim, który w XVIII wieku nabył folwark Hołny i kilka okolicznych wsi. Stary park, w którym znajduje się dwór obfituje w wiekowe drzewa i jest jednym z najcenniejszych na Suwalszczyźnie.
Następnymi wsiami na naszej trasie są Rachelany z charakterystycznymi świreniami, czyli pięknymi dziewiętnastowiecznymi drewnianymi spichlerzami, a dalej Hołny Wolmera (od nazwiska Kazimierza Wolnera, kasztelana grodzieńskiego). Tutaj przebiega etniczna granica polsko- litewska. Na południe od niej liczba osób pochodzenia litewskiego znacznie maleje. Z tego miejsca, do następnego celu podróży- miejscowości Berżniki można dotrzeć dwiema drogami: szosą biegnącą bezpośrednio na południe, albo dłuższą drogą na zachód, raczej nie polecaną właścicielom Goldasów. W związku z tym, że jeszcze nie jestem posiadaczem Hondy Gold Wing (sponsorzy!! sponsorzy!!), będziemy jechać przez przysiółki Weresowszczyzna i Dworczysko oraz przez okolice pełne łąk, rzeczek i pagórków.
Tuż za Worczyskiem, nad brzegiem jez. Sztabinki
znajdziemy urokliwie położony cmentarz staroobrzędowców.
Następnym jeziorem, największym na tej trasie jest jez.Berżniki o trzech dużych półwyspach. Na nim znajduje się
wieś Półkoty. Nazwa nie powstała po rozpołowieniu przez
szalonego motocyklistę jedynego we wsi kota, tylko jest
śladem po pierwszych osadnikach z XVI wieku-
Półkotowiczach. Historia milczy na ten temat, co ci
dobrzy ludzie robili z kotami.
Tak, czy siak dojechaliśmy do Berżnik. Obecnie jest to
wieś, ale mało kto wie, że było to pierwsze miasto na
Suwalszczyźnie. Obecna liczba domów- aż 70 sztuk- jest
podobna do tej, która widnieje w spisie z 1560 roku!!
Berżniki leżą praktycznie na północnym skraju Puszczy
Augustowskiej, w której znajdują się liczne tokowiska
głuszca, ostoje bobrów, a przy odrobinie szczęścia (lub
jego braku) można tu spotkać łosia, rysia albo wilka( niektórzy wspominają coś o niedźwiedziach!)
Fantastyczne są rzeki: Czarna Hańcza, Wołkuszanka i
Marycha. Ta ostatnia, wzdłuż której przebiega granica z
Litwą jest tak niesamowita, że idąc jej brzegiem można
zadumać się nad zbieżnością jej nazwy z pewną „ trawką”.
W obu przypadkach wrażenia są nieziemskie.
Warto dotrzeć do leśniczówki Zelwa i stamtąd powędrować per pedes wzdłuż Marychy przez rezerwat „ Kukla”. Jest to siedlisko bobrów, rzeka jest bystra i kręta, pełna zwalonych drzew, bobrzych tam i żeremi. Ja doszedłem do Zelwy od strony południowej, od leśniczówki Szlamy. Szedłem na północ brzegiem Marychy i w pewnym miejscu, gdzie ktoś zbudował pomost zrobiłem sobie zdjęcie na „ziemi niczyjej”, a w tym przypadku „ wodzie niczyjej” między dwiema granicami.
Po noclegu w leśniczówce Szlamy czekał mnie prosty
odcinek leśnej drogi przez Puszczę. Była to jazda przez
wysoki bór sosnowy ze świadomością, że jest tu tylko las
i ja. Aż korciło, żeby skręcić gdzieś w bok, rozbić
namiot i spędzić tu kilka dni i nocy.
Teraz żałuję, że tego nie zrobiłem.
W ten sposób dojechałem do przysiółka Muły nad jez.
Szlamy.
W dalszym ciągu towarzyszyły mi ślady bobrów, których
jest tu sporo.
Trochę dalej spotkałem się ze śladami działalności
innego ssaka.
Kanał Augustowski, bo o nim teraz Wam opowiem jest
pomnikiem polskiej myśli inżynierskiej, najstarszym tego
typu obiektem w Europie.
Tuż za Mułami spędziłem sporo chwil nad jedną z
najpiękniejszych śluz Kanału- Śluzą Kudrynki. Jest ona
otoczona starymi drzewami, a do usadowionego na
pobliskiej górce urokliwego domku strażnika śluzowego
prowadzi aleja wysadzana starymi klonami. Wrota śluzy
wykonane są z dębowego drewna i otwierane za pomocą
również drewnianego dyszla.
Gorąco polecam wycieczkę małym statkiem po Kanale
Augustowskim, a jeszcze bardziej wyprawę kajakiem.
Płynie się przez Puszczę podziwiając jej monumentalne
drzewa, otaczają nas wysokie skarpy, to znów łąki pełne
kwiatów i ptaków. Do niektórych domków strażników
prowadzą piękne aleje, same zaś domki, tzw.
strażniczówki wyglądają niczym chałupy góralskie
przeniesione z Alp. Inne przypominają dwory szlacheckie
w miniaturze. Kanał Augustowski o długości 101 km
budowano w latach 1824 – 1838 z krótką „ przerwą” na
Powstanie Listopadowe. Niektóre jego elementy są spojone
niezwykle trwałym sztucznym wapnem wodoodpornym, którego
twórcą był polski inżynier o adekwatnym nazwisku Pancer.
On też po raz pierwszy w historii użył do budowy kanału
prefabrykatów betonowych. Sam Kanał, jak i historia jego
powstania winna być powodem naszej dumy, ale jakoś tak
się narobiło, że czcimy tragiczne karty historii naszego
narodu, a jego wspaniałe postacie i dokonania są
przemilczane. W ten sposób tłamsi się ducha Polaków,
przez co nie wierzymy w siebie i uważamy, że nic nie
zrobimy sami, bez pomocy coraz to nowych
„przyjaciół i braci”- raz ze wschodu, raz z zachodu. Za
każdym razem okazuje się, że owi bracia i przyjaciele
zrobili z nas po raz kolejny durniów.
Sorry za te dygresję, ale jest to irytujące, gdy nie
wyciąga się wniosków z historii.
A przecież już starożytni mawiali, że historia jest
nauczycielką życia.
Za miejscowością Rudawki spotkałem się po raz pierwszy z
„ rzeczką mego życia”, czyli z Wołkuszanką. Zostawiłem
tam motocykl i zniknąłem na kilka dni w Puszczy.
Wynurzyłem się z niej we wsi Wołkusz.
Szatę miałem lekko porwaną, włos potargany, oko błędne,
a ruchy lekko nieskoordynowane po przedzieraniu się
przez zwalone drzewa i gęste zarośla. Ale warto było..
Kiedyś tam wrócę na wiosnę, gdy na Kuriańskim Bagnie
odbywają się tokowania głuszca.
W głuszy napotkałem samotną mogiłę:
Jadąc dalej na południowy- wschód dotrzemy do jednej, a
właściwie kilku wsi. są to Bohatery Leśne: Nowe i Stare
oraz Bohatery Polne. Niektórzy używają nazwy Bohatyry. Tuż za tymi wsiami spotkać można pierwsze z tytułowych
zębów Stalina.
Nie są to jednak efekty pracy dentysty- samobójcy. Swoją drogą-kto by się odważył na usunięcie zęba Stalinowi? Może
jeszcze bez znieczulenia?
Chodzi o pozostałości po tzw. linii Mołotowa, czyli
linii radzieckich bunkrów powstałych tuż po IV rozbiorze
Polski w 1939 roku w wyniku „ szczerej i braterskiej”
miłości naszych sąsiadów-zachodnich ze
wschodnimi.
Obecnie miłość ta nie ma charakteru betonowego, tylko
bardziej rurowo- gazowy…
Z pewnością i w tym przypadku, podobnie jak wtedy, nasi
zachodni sojusznicy nie pośpieszą nam z pomocą…
Większość bunkrów jest nieźle zachowana, część schowana
w lesie, niektóre na jego skraju, przez co widoki z nich
się rozpościerające są doprawdy fantastyczne. Znawcy
militariów tudzież sztuki wojennej (sic!) będą
zachwyceni szerokim polem ostrzału i innymi „cudownymi”
możliwościami zabijania ludzi.
Następną wsią są Bartniki, w której w XVI i w XVII wieku żyli bartnicy, czyli protoplaści obecnych pszczelarzy.
Stąd już krok do Lipska.
I tak oto otrzymaliście odpowiedź na tytułowe pytanie.
W Lipsku rozpoczyna się szlak spływów kajakowych po
Biebrzy będącej osią Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Było już po sezonie, więc za symboliczną kwotę
wypożyczyłem kajak i rozpocząłem samotny spływ.
Przepłynąłem w sumie 35 km (po 17,5 km w każdą stronę) i wieczorem skonany zasnąłem w Lipsku.
Właściciele wypożyczalni zachwalali zimowe uroki
Biebrzy, gdy panują na niej idealne warunki do
uprawiania narciarstwa biegowego.
Może skorzystam?
Rano odpaliłem maszynę i udałem się w drogę powrotną. Do
dzisiaj pamiętam
20 kilometrowy odcinek prostej jak w pysk strzelił drogi
Lipsk- Augustów.
Teraz patrzę na to z lekkim politowaniem, ale wtedy
jeszcze nie wiedziałem, co to znaczy droga prosta po
horyzont.
To było dopiero później, gdy jechałem na Syberię.
Na koniec jeszcze kilka widoczków:)