Daytona Beach alla Polacca, czyli jazda po plaży w Stilo

Był kwiecień, piątek, przed sezonem, ale już wiosna buchała niczym adrenalina w żyłach motocyklisty przebudzonego z zimowego snu. Pora ruszać.

Wiosna jest taką dziwną porą roku, gdy kwiatki rozkwitają, drzewka dostają pąków, panienki zdejmują spodnie (nie, nie - chodzi tylko o zamanę na sukienki!), a panowie odpalaja swoje ryczące potwory. Mój potwór jest dwuśladowy, ale trójkołowy. Imię jego MW 750. O wieku dam się nie mówi, ale w zaufaniu Wam go zdradzę- rocznik 1968. I tak to, jak powyżej wspomniałem dosiadłwszy swego rumaka o trzech nogach ruszam na północ. Cel - miejscowość Stilo, ok 30 km na wschód od Łeby, a konkretnie plaża, po której zawsze chciałem jechać. Nie jestem wyjątkiem- o ile wiem, to większość ludzi "chorych na motory" marzy o jeździe po plaży. Najlepiej odludnej. Gdy kończy się droga w Stilo trzeba pokonać ok 5 km przez las. Najgorsze jest pierwsze 20 m. Stroma górka z piachem i korzeniami. Dalej sama frajda. W celu podniesienia poziomu adrenaliny skręcam z głównej dróżki i przez mokradło (woda do pół łydki) dojeżdżam do swojego ulubionego miejsca na szczycie klifu. Widok super - jak zwykle, ludzi brak, słońce, ciepło, ja z motorkiem, ale bez kasku - słowem dopełni szczęścia potrzebny jest przejazd przez wydmy na plażę (można stoczyć się z klifu ok. 10 m, ale czy dalej dałoby się jechać?). Klif jest stromy jak cholera, więc kilka koziołków to pewne, ale niepewnym jest czy zaprzęg stanie w końcu na kołach. A jeżeli nie (nie nazywam się Pudzianowski, więc te pół tony nie podniosę)...Drogą równoległą do plaży, odległą od niej o ok 100 - 150 m jadę dalej szukając przejścia- przejazdu przez wydmy. Czyżbym miał się obejść smakiem? Ale jest!!! Po prawie 10 minutach jazdy widzę ścieżkę wijącą się przez wydmy, pokrytą warstwą ułożonych na niej ściętych brzózek. Decyzja może byc tylko jedna! Jaka?
Słusznie odgadłeś, bystry czytelniku! Dróżka się wije - byle się tylko nie zatrzymywać, bo brzózki rozjeżdżają się pod zaprzęgiem. Ale cóż to ?!? Do plaży brakuje ok 25 metrów, a tu - koniec brzózek!!! Decyzja wymaga refleksu co najmniej szachisty. Zatrzymać się nie mogę, bo ugrzęznę, więc full power i do przodu - przez piach. Gdy koła dotarły do twardego podłoża do mnie dotarło, że jestem na plaży!!! Wśród moich kumpli motocyklistów nie znam nikogo, kto znałby tę frajdę jazdy nad brzegiem morza.  A frajda - wierzcie mi - jest ogromna!
    Trzeba tylko uważać na :
   1. butelki, szklanki (?), żarówki(?!) i inne szkła
   2. gajowego Maruchę
   3. WOP-istów na quadach
   4. inne niespodzianki Na głowie tylko włosy + wiatr, na zębach zaspane jeszcze muchy i inne drobiazgi, w klacie serce wali jak diabli, wszystko inne się nie liczy, problemy wysłałeś właśnie na drugi koniec Wszechświata, jak chcesz se powrzeszczeć ze szczęścia - proszę bardzo - dawaj!!!
I tak jedziesz - ty, maszyna, słońce, wiatr, fale, cisza przerywana tylko twoim wrzaskiem i równie szczęśliwą pieśnia silnka. NIRWANA...
    Po paru kilometrach drogę przegrodziła rzeczka nie do ominięcia i zbyt głęboka do przejechania wbród. Trzeba było szukać zjazdu (a właściwie wjazdu pod górę). Znalazłem płyty betonowe prowadzące w las. Niestety kończyły się zamkniętą na głucho bramą. Znalazłem inny zjazd. Bez płyt, natomiast z głębokim piachem i dość stromy. Trochę wiosłowania szpadlem, blokada zapięta, parę gałęzi pod koła, trochę piachu w zębach i we włosach i jestem w lesie. A dalej cywilizacja: asfalt z dziurami, wioski, ujadające psy i nierdzielne pijaczki przed wiejskimi sklepami, słowem - " oto ja- twoja szara rzeczywistość " - cytując klasyka polskiego humoru.

Według któregoś tam paragrafu nie wolno jeździć po plażach, a tym bardziej po wydmach. Również nie wolno kraść, nabijać sobie kabzy korzystając z tego, że jest się na wysokich, średnich, niskich stołkach (niepotrzebne skreślić), molestować seksualnie nieletnich itp.
Niestety, z wyżej wymienionych zbrodni jedynie ta pierwsza - jazda po plaży jest karalna. Dlatego podpisuję się pseudonimem i proszę o niepowiadamianie organów ścigania.