Gdzie prorok Ilia cerkiew budował

Tegoroczne plany wyjazdowe były zaiste imponujące: dojechać sowieckim zaprzęgiem na Nordkapp, zwiedzić całą prowincję Finnmark i przez Murmańsk oraz Półwysep Kolski wrócić (mniej więcej w całości) do domu. Nie wziąłem jednak pod uwagę starego przysłowia rosyjskiego: "Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga opowiedz Mu o swoich planach”. Powiem tak: na przełomie czerwca i lipca Roku Pańskiego 2009 Pan Bóg musiał pękać ze śmiechu. Pierwszym znakiem mówiącym o dobrym humorze Wielkiego Szefa była niezamierzona, częściowa amputacja palca prawej ręki, której samodzielnie dokonałem w godnym podziwu, acz bolesnym stylu 14 czerwca. Ubocznym skutkiem tej czynności- pomijając okaleczenie mego boskiego ciała- było przesunięcie terminu wyjazdu z 27 czerwca na 5 lipca. Gdy tego dnia jechałem na prom do Gdańska w pewnym momencie wylądowałem w przydrożnym rowie mając na sobie przeszło pół tony żelastwa z pracującym silnikiem, ze zbiornika zaś lała się na mnie benzyna. Nie był to skutek prowadzenia pojazdu mechanicznego po spożyciu ogólnie znanych napojów, tylko efekt ułańskiej fantazji jednego z samochodziarzy- zamiast czułych objęć karoserii jego wehikułu wybrałem rów. Miałem objawy lekkiego wstrząsu mózgu (co mnie doprawdy zaskoczyło, gdyż nawet nie podejrzewałem siebie o posiadanie tego narządu), amputowany palec doznał kolejnego szoku, motorek zaś lekkich obrażeń. Byłem uparty jak osioł i kolejny termin startu wyznaczyłem na 11 lipca. Tym razem dotarłem aż do granic Gdańska, gdzie ujrzałem skuterzystę, którego zmasakrowana maszyna leżała na poboczu. Tego było za wiele nawet dla mnie. Gdzieś z góry dobiegały salwy śmiechu… Takim to sposobem 13 lipca roku bieżącego, unikając głównych dróg niczym diabeł święconej wody podążałem w kierunku wschodnich rubieży Rzeczypospolitej. Powoli, acz konsekwentnie zbliżałem się do Łomży, a konkretnie do miejscowości Wizna, niedaleko której we wrześniu 1939 roku garstka polskich żołnierzy stawiała zawzięty opór przytłaczającym siłom niemieckim. Wstyd się przyznać, ale dopiero szwedzka kapela "Sabaton” sprawiła swoim utworem „40:1„, że – tak jak wielu Polaków- dowiedziałem się o polskich Termopilach.
Tu znajdziecie ten utwór: Sabaton, "40-1"
A tutaj więcej informacji na temat polskich bohaterów: Bitwa pod WiznąWizna jest małym, sennym miasteczkiem, w którym życie płynie powoli i bez zawirowań. Chyba, że pani Zuzi zaginie gdzieś ulubiona kotka, a panu Stefanowi flaszka … Również ulubiona. Zatrzymałem się w zajeździe "Kasztelan Wiski „, który w 2009 roku zajął pierwsze miejsce w konkursie na najlepsze gospodarstwo agroturystyczne województwa podlaskiego.
Czysto, schludnie, bardzo miła obsługa, wygodne i przestrzenne pokoje z takimiż łazienkami, a to wszystko za rozsądną kasę. Dodatkowym plusem jest wyśmienita kuchnia. Pyszności!!!
Polecam: Kasztelan Wiski Dotarłem tam pod wieczór, więc po rozpakowaniu się i spłukaniu pyłu przebytej drogi z apetytem zjadłem pyszną kolację. Mrucząc z ukontentowania ruszyłem na spotkanie z Morfeuszem…
Rano ponownie oddałem się rozkoszom podniebienia, aby następnie pospacerować po Wiźnie.
Nawet nie przypuszczałem, jak stary jest rodowód tej miejscowości: w XI w powstał tu gród strzegący wschodniej granicy Mazowsza oraz przeprawy przez Narew u zbiegu szlaków handlowych na Ruś, Litwę i do Prus. Późniejszy rozwój nieodległej Łomży wraz z Potopem Szwedzkim doprowadziły do upadku Wizny. Bardzo ciekawy jest średniowieczny układ przestrzenny ulic wychodzących z prostokątnego rynku (większego od Rynku Starego Miasta w Warszawie!!!) wyznaczonego jeszcze przez Annę Mazowiecką. Rzucając przysłowiowym beretem trafimy do Biebrzańskiego Parku Narodowego (5 km), Parku Krajobrazowego Doliny Narwi (7 km), Narwińskiego Parku Narodowego (30 km), schronu kpt. Ragnisa (8 km), Muzeum Przyrodniczego w Drozdowie (25 km), rezerwatu przyrody Kalinowo (26 km), do Tykocina (35 km) i do Twierdzy Osowiec (50 km). Do tego ostatniego z wymienionych miejsc ruszyłem przez Sambory (grodzisko), Mocarze, Czachy, Radziłów i Mścichy. Twierdzę w Osowcu Rosjanie budowali przez 10 lat od 1882 roku wykorzystując w mistrzowski sposób warunki terenowe, a zwłaszcza naturalne systemy wodne: zlokalizowano ją w jedynym na długości ok. 80 km przewężeniu doliny Biebrzy otoczonym bagnami. Cztery forty zostały tak wkomponowane w krajobraz, że trudno z daleka odróżnić je od otaczającej przyrody. W czasie I wojny światowej atakujący Niemcy bezskutecznie próbowali przełamać opór załogi stosując najcięższe działa i moździerze, w tym słynną Grubą Bertę o kalibrze 420 mm, a w sierpniu 1915 roku użyli gazu bojowego- chloru. Obrona Twierdzy Osowiec przeszła do historii i porównuje się ją do bitwy pod Verdun w 1916 roku. Walki o te umocnienia toczyły się również w latach 1920 i 1941. Zwiedzanie Fortu I (Centralnego) jest możliwe tylko z przewodnikiem bardzo ciekawie opowiadającym o historii Twierdzy. Trasa zwiedzania prowadzi m. in. do Tunelu Śmierci, w którym od 1912 roku pokutuje duch rosyjskiego oficera. Osoby o jeszcze mocniejszych nerwach niech zajrzą do schronu odchudzania, ew. mogą spróbować swych sił w labiryncie umieszczonym na rawelinie. Komu nie bardzo wiedzie się w losowaniach Lotka powinien zajrzeć do Osowca: czeka nań zakopana gdzieś kasa pułkowa… Wprawdzie może spotkać się oko w oko z Czarną Damą błąkającą się samotnie po nocach, ale do odważnych świat należy, prawda? Poza tym niewiasta może i nie jest już podlotkiem, ale za to bardzo majętna. Nobody is Perfect!Dzięki staraniom Osowieckiego Towarzystwa Fortyfikacyjnego powstało w fortecznych koszarach szyjowych Muzeum Twierdzy Osowiec. Obejrzymy tam elementy uzbrojenia od czasów rosyjskich po Ludowe Wojsko Polskie, m.in. kosz podwieszany pod balon obserwacyjny i planszę z instrukcją właściwego prasowania spodni służbowych. Dowiemy się również, co oznaczają takie terminy jak kaponiera, poterna, rawelin, a także, czym różni się bunkier od schronu. Ciekawostką jest fakt niedostępności dla turystów Fortu III stale wykorzystywanego przez Wojsko Polskie. Czyżby w XIX wiecznych umocnieniach zamontowano wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu? Sprytne, sprytne…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00001.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00002.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00003.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00004.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00005.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00006.jpg

Osowiecka Twierdza stała się po II wojnie światowej…kolebką polskich bobrów!!! Po wytępieniu w XIX w. tych pięknych stworzeń, w połowie wieku XX sprowadzono z Białorusi kilka par i wpuszczono je do fosy otaczającej Fort Centralny. Obecnie ich populacja w Polsce przekracza 6 tysięcy osobników. Jadąc dalej na południowy- wschód przez miejscowość o wdzięcznej nazwie Mońki dojechałem do wsi Czechowizna, obok której znajduje się Jezioro Zygmunta Augusta. Jest to najstarsze w Polsce jezioro zaporowe o powierzchni ok. 500 ha powstałe w XVI w wskutek spiętrzenia rzeki Nereśl, będące szczególnie wiosną oraz jesienią ptasim rajem.W Knyszynie skręciłem w drogę nr 671 i walcząc z jej straszną nawierzchnią dotarłem do Tykocina.W 1661 roku dobra tykocińskie otrzymał nadaniem Sejmu Rzeczpospolitej hetman polny Stefan Czarniecki. Sto lat temu jego potomek- Jan Klemens Branicki ufundował pomnik należący do najstarszych polskich monumentów poświęconych osobie niebędącej królem, ew. hierarchą kościelnym.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00007.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00008.jpg

 

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00009.jpg

Miasteczko słusznie jest określane mianem"podlaskiego Kazimierza”: jest bardzo urokliwe, zadbane, pełne zabytków (dokładnie 104!!), a przy tym brak w nim nieznośnego zgiełku i blichtru charakterystycznego dla miejscowości opanowanych przez elemencik nazywany niegdyś "nuworysze”. Nie widzi się nieznośnych budek z hot- dogami, popcornem i temu podobnymi specjałami kuchni staropolskiej, brak straganów z pseudo- pamiątkami oraz fur z przyciemnianymi szybami wypełnionych równie przyciemnianym towarzystwem. Jest cicho i spokojnie, nawet muchy latają jakoś tak leniwie…Dojeżdżając do Tykocina od strony północno- wschodniej mija się XV- wieczny zamek, należący w XVI wieku do najpotężniejszych w Polsce. W czasach Zygmunta Augusta pełnił rolę królewskiej rezydencji mieszczącej główny arsenał koronny, skarbiec oraz bibliotekę sprowadzoną z Wilna. To w nim właśnie król August II Mocny ustanowił Order Orła Białego. Na pamiątkę tego faktu w okolicach lokalnego Centrum Kultury postawiono odpowiedni pomnik. W czasie Potopu Szwedzkiego wojska Radziwiłłów przez dwa lata były oblegane przez wojska Jana Pawła Sapiechy i dopiero w styczniu 1657 roku wskutek wybuchu składu prochu poddały twierdzę. Aktualnie trwają prace budowlane finansowane przez białostockiego biznesmena pana Jacka Nazarko według planów odnalezionych w … Petersburgu. Zamek od wiosny 2006 roku jest już pokryty dachem i obecnie trwają prace wykończeniowe. Przy okazji: pełen szacunek dla pana Nazarko, który swoje ciężko zarobione pieniądze poświęcił na tak szczytny cel!Wspomniany pomnik Stefana Czarnieckiego stoi przy pięknym ryneczku, którego wschodni kraniec zamknięty jest barokowym kościołem. Między nim, a mostem na Narwi znajduje się obiekt szczególny: czworoboczny budynek z dziedzińcem, będący alumnatem, czyli domem weteranów. Tutaj swą starość spędzali bohaterowie spod Chocimia i Beresteczka, którzy walcząc za Polskę nie dorobili się własnego majątku. PRAWDZIWA Rzeczpospolita dbała o swych obrońców, teraz skazuje ich często na głodowe renty, przez co dogorywają w nędzy i poniżeniu. Jaka to hańba, gdy widzi się w Niemczech, w jakich warunkach dożywają swych dni żołdacy SS i Wermachtu, a nasi żołnierze żyją w upodleniu. Wstyd, panowie z Wiejskiej!!!I na koniec smutny akcent nawiązujący do wspomnianych niemieckich oprawców spod znaku swastyki: Wielka Synagoga.Jest to druga po krakowskiej pod względem wielkości synagoga w Polsce. W przeciwieństwie do wyznawców wiary mojżeszowej przetrwała kataklizm II wojny światowej prawie niezniszczona. Jej wnętrze zadziwia wspaniałymi, oryginalnymi elementami wyposażenia. Zwiedzając ma się wrażenie, iż na chwilę tylko przerwano modły chcąc umożliwić turystom jej zwiedzanie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00010.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00012.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00011.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00013.jpg

 

Tuż obok, w XVIII- wiecznym dawnym Domu Talmudycznym mieści się muzeum, w którym umieszczono stałą wystawę prac Zygmunta Glogera, liczne judaika oraz z pietyzmem odtworzono starą aptekę.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00014.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00015.jpg

W budynku znajdziecie restaurację specjalizującą się w potrawach kuchni żydowskiej o nazwie"Tejsza”, co oznacza w języku jidysz kozę. To sympatyczne zwierzę było dla podlaskich Żydów symbolem szczęścia i dostatku; jeśli dodamy do tego, że znajdziemy ją przy ulicy Koziej, to zapewne nikt nie będzie przypuszczał, że właściciel może cierpieć biedę. Z Tykocina całkiem już niezłą drogą dojechałem do Jażewa Starego gdzie skręciłem w drogę nr 64 na Łomżę. Mijając zjazd do Strękowej Góry, później zaś wieś Krupiki należy zachować czujność: po prawej stronie, tuż przed zakrętem w lewo stoi schowany w kępie drzew pomnik bohaterskiego dowódcy obrony z 1939 roku Władysława Raginisa, który po wydaniu rozkazu kapitulacji popełnił w jednym z bunkrów samobójstwo. pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00016.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00017.jpg

 

Kilkanaście metrów dalej równie dobrze ukryta mała tabliczka wskazuje drogę do ruin schronów. Należy w nią wjechać i ponownie skręcić w prawo, aby znaleźć się na szczycie wzgórza, gdzie znajdują się w opłakanym stanie resztki miejsca chwały polskiego oręża. Taki brak szacunku i pamięci jest skandalem i podłością w stosunku do tych, którzy oddali swe życie za Ojczyznę. Jednocześnie w naszym kraju jest już sporo pięknie zagospodarowanych cmentarzy, gdzie w ziemi nasiąkniętej krwią polskich ofiar godnie spoczywają truchła ich niemieckich katów.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00018.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00019.jpg

Wyjąłem z kosza siedzenie i oparłszy się o bok motocykla podziwiałem widok na dolinę Narwii.
Znowu miałem to szczęście, że byłem sam…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00020.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00021.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00022.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00023.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00024.jpg

Jako, że słońce już zaszło zostawiłem zapalony znicz i wróciłem do zajazdu. Następnego dnia rano chciałem jeszcze podjechać do … wydm nadnarwiańskich pyszniących się na południe od Wizny oraz zwiedzić wczesnośredniowieczne grodzisko, lecz przy wciśnięciu klamki sprzęgła ta została w mej dłoni. Wprawdzie niektórzy moi znajomi mówią o mnie, że mam stalowe paluszki, ale żeby aż tak? Częściowa destrukcja motocykla nie była jednak efektem mej mocarności, jeno "pęknięciem ucha”, w którym znajdowała się oś dźwigni. W iście"szerlokowskim” stylu wydedukowałem, że jest to skutek lądowania zaprzęgu na mej osobie w dniu lipcowego wypadku. Nieoceniony Paweł Staciwa z Koszalina podał mi telefonicznie namiary na swego kolegę o ksywce Arizona mieszkającego w Krynkach. Po raz kolejny: dzięki, Paweł!! Jako, że mój motocykl posiada coś takiego jak "półautomatyczne sprzęgło” dojechałem (przez zatłoczony Białystok!!) do Krynek. Czekając na Arizonę zjadłem pyszny obiad w"Gospodzie pod lipami”. Kolega nie tylko, że wymienił uchwyt na nowy, ale podarował mi nową linkę z pancerzem. Za darmo!! Później znalazł dla mnie nocleg w gospodarstwie agroturystycznym w niedalekich Kundziczach. Po prostu nie wiem, jak można podziękować za tyle bezinteresownej pomocy, szczególnie w tych czasach. Po prostu: dziękuję!!!A oto maszyna Arizony:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00025.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00026.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00027.jpg

Właścicielem gospodarstwa agroturystycznego jest motocyklista Wiesiek Kundzicz, który swoją"Gospodę w chlewie” ubarwił kilkoma gadżetami z krainy ryczących potworów. Niezapomniany smak ma piwo polewane z bloku silnika motocyklowego, a siedzący przy barku właściciele sowietów będą czuli się jak u siebie w domu:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00028.jpg

Na widok żyrandola żwawiej zabiło mi serce:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00029.jpg

Atmosfera tu panująca jest nie tylko arcysympatyczna, ale rzekłbym nawet rodzinna. O serwowanym jedzeniu nie będę pisał, gdyż zaśliniłbym klawiaturę…
Oto link: Kwatera Kundzicz
Kundzicze stały się na kilka dni moją bazą wypadową.
Niedaleko ukryta jest w lesie osada Wierszalin, gdzie tytułowy prorok Ilia postanowił stworzyć stolicę świata.
A było to tak:
Okoliczna ludność, głównie białoruska żyła przez całe wieki niezmienionym rytmem: od"zawsze” w ten sam sposób uprawiano ziemię i prowadzono gospodarkę, a system wartości obowiązywał od dziada pradziada. Najwyższymi autorytetami byli: pop w pobliskiej cerkwi i na wpół mityczny, dobrotliwy car w dalekiej Moskwie. To wszystko legło w gruzach w 1915 roku, gdy wycofujące się wojska rosyjskie deportowały mieszkańców zapadłych wiosek w głąb Rosji. Dla tych ludzi był to przysłowiowy koniec świata. Poznali inne obyczaje, inną kulturę, inną świadomość, ponadto- jak by tego było mało- zetknęli się z rewolucją bolszewicką i wszystkimi jej konsekwencjami. Nagle zabrano im i cara, i popa, upadły tradycyjne wartości.Ci, którzy wrócili do swych wiosek nie byli tymi samymi ludźmi, którzy je opuścili przed kilku laty.
Tak powstało podłoże dla rozwoju różnego rodzaju mistyków, cudotwórców, proroków i apostołów nowych wiar głoszących wszem i wobec nadejście Apokalipsy. Wróćmy do Wierszalina.
W gęstych lasach na południowy- zachód od Krynek, zagubiona jakby na skraju świata leży osada Stara Grzybowszczyzna. Żył w niej niepiśmienny chłop Eliasz Klimowicz. Z czytaniem drukowanych liter dawał sobie jakoś radę, ale z pisaniem było dużo gorzej. W tzw."nowinkach” widział rękę Szatana: na przykład, gdy inni mieli już wozy na żelaznych osiach on nadal używał osi drewnianych. Jeszcze przed Wielką Wojną stał się słynny za przyczyną… lokalnego bandziora o nazwisku Półtorak łupiącego bezkarnie okolicę. Eliasz dowiedział się o Joanie Kronsztadzkim- popie- cudotwórcy z Kronsztadu i poszedł do niego prosić o ratunek przed zbójem. W tym samym czasie bandyta zginął z ręki chłopa, którego chciał obrabować. Ludzie uznali, że jedynie dzięki wstawiennictwu Eliasza pozbyli się niebezpieczeństwa.
W sumie taki obrót sprawy, to nic nowego, prawda?
Sława Eliasza rosła z dnia na dzień. Zaczęła sięgać zenitu, gdy zaczął we wsi budować cerkiew. Nikt nie wiedział, skąd ten biedny chłop miał pieniądze na budowę. O to trzeba byłoby spytać Joana Kronsztadzkiego, który od jednych wiernych brał pieniądze(i to całkiem spore), aby następnie dać je innym.
W czasie wojny, tuż przed deportacją ludności cerkiew zburzono.
Po powrocie Eliasz rozpoczął budowę na nowo. Musiał pokonać opór polskich władz, które niechętnym okiem patrzyły na powstawanie na tych terenach innych świątyń, niż katolickie. Walczył z urzędami, pisał podania, wystawał pod drzwiami i w końcu postawił na swoim: urzędnicy dla świętego – nomen omen- spokoju machnęli ręką i zezwolenie wydali. Teraz nadeszła pora zbierania funduszy. Był to czas biedy i głodu, nie było pracy, Joan Kronsztadzki już nie żył, a sam Eliasz też klepał biedę. Udało mu się otrzymać zgodę na kwestowanie w prawosławnych parafiach. Kobieciny ze Starej Grzybowszczyzny i okolicznych siół chodziły od cerkwi do cerkwi, zbierały pieniądze i snuły opowieści o zmartwychwstaniu proroka Ilii, ew. o jego cudownym zejściu z nieba i równie cudownej cerkwi, która przez jedną noc też cudownie wyrosła spod ziemi. Ciemny lud wierzył w te baje i walił jak w dym do proroka. Przy okazji dawał pieniądze na nową cerkiew, świeczki, święte obrazy itd., itp. Jak to Karolek Marks powiedział? „Religia jest to opium dla mas”. Coś w tym jest do dzisiaj. Wierszalin leży na wschodzie Polski, Toruń bardziej na zachodzie, ale podobieństwo zaiste uderzające. Nakrycia głów troszkę inne, lecz ich zawartość pozostała taka sama…Wracając do naszego proroka:
W 1930 roku uroczyście dokonano poświęcenia cerkwi p. w. Św. Jana Chrzciciela.
Przez kilka lat była miejscem masowych pielgrzymek i głównym ośrodkiem kultu proroka Ilii. Uznał on dolinkę znajdująca się za cerkwią za Dolinę Jozafata i kazał pielgrzymom oczekiwać w niej końca naszego świata. Apokalipsa przeszła jakoś bokiem, co wcale nie zaszkodziło tzw.” image” naszego dzielnego bohatera. Wstąpił nawet do zakonu prawosławnego, z którego jednak rychło czmychnął. Cerkiew oddał katolikom, odstąpił od wiary ojców i zaczął sam odprawiać modły w swej chacie. Jego wyznawcy (i to całkiem spora gromadka!!) przestali bić pokłony przed oficjalnymi"świętymi” obrazami i padali na kolana przed dziełami mistrza pędzla z pobliskich Krynek. Niewiele by brakowało, a latem 1936 roku prorok Ilia, który"po drodze” doznał kolejnego objawienia i uznał się Chrystusem dość przykro dokonałby swego żywota. Grupa wiernych doszła do wniosku, że ziemię opanował Szatan, ludzie zapomnieli o ofierze Jezusa, wszędzie widać jeno grzech i sromotę. Wniosek nasunął się sam: skoro Syn Boży ponownie zstąpił między ludzi to należy odnowić akt odkupienia przez jego powtórne ukrzyżowanie. Procesja szła wolno przez spalone słońcem pola dźwigając ze sobą duży drewniany krzyż, specjalnie zamówione u kowala kanciaste gwoździe, młotki, pikę z kosy, a nawet koronę cierniową, poczynioną z zardzewiałego drutu kolczastego zerwanego z jakiegoś przydrożnego ogrodzenia. Znalazł się nawet osobnik, który miał odegrać rolę Judasza (tylko on miał odnieść wymierne korzyści materialne w postaci trzydziestu srebrnych monet. Ciekawe, o jakich nominałach?)Sława tej- powiedzmy sobie szczerze – dość obrazoburczej i po trosze groteskowej procesji wyprzedzała ją na tyle, że nasz dzielny prorok- odkupiciel miał czas na przeprowadzenie intensywnych procesów myślowych. Wybrał bolesny żywot na tym łez padole i czmychnął w ziemniaki. Zniechęceni takim obrotem sprawy pątnicy po dwóch dniach bezowocnych poszukiwań rozeszli się jak niepyszni do domów.Morał nasuwa się dwojaki:
Po pierwsze: dobry marketing i reklama ZAWSZE przynosi dobre efekty.
Ale po drugie: sława nie zawsze wychodzi na dobre i czasami trzeba salwować się ucieczką przed tłumami wielbicieli.
Po napaści na Polskę we wrześniu 1939 roku sowieci wywozili na Sybir wyznawców wszystkich sekt, gdyż władza radziecka traktowała ich jako tajne organizacje. Biedny Ilia zmarł w domu starców pod Krasnojarskiem.
Cerkiew pozostała.Szedłem do niej przez gęsty las. Nagle, zza kolejnego zakrętu wyłoniły się jej białe mury. Widok jest tak zaskakujący, że można byłoby uznać obecność świątyni w tak nieprawdopodobnym miejscu za omamy wzrokowe. Proszę sobie wyobrazić cerkiew w środku lasu: żadnej plebanii, wioski, szczekających psów…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00030.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00031.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00032.jpg

Po drugiej stronie leśnej drogi ulokowano cmentarz. Niektóre groby są już zarośnięte, inne odnowione.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00033.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00034.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00035.jpg

Przez położoną opodal Starą Grzybowszczyznę, która jest właściwie przysiółkiem liczącym kilka chałup poszedłem do Wierszalina. To tutaj miała powstać stolica nowego, odrodzonego świata. Znalazłem jedną, poczerniałą ze starości chałupę, studnię oraz kilka drewnianych budynków gospodarczych otoczonych lasem i zdziczałym sadem. Panuje cisza przerywana szumem wiatru w wysokich sosnach, czasami przeleci ptak, gdzieś trzaśnie gałązka… Daleki świat ze swoimi nieważnymi- stąd widać jak bardzo- sprawami odchodzi powoli w niebyt. Profanum ginie, rodzi się Sacrum. Jeszcze chwila, a mógłbym popaść w taki stan umysłu, że ujrzałbym samego proroka wraz z wiernymi, którzy w blasku świec trzymanych w drżących dłoniach śpiewają smętne aż do bólu elegie o raju utraconym.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00036.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00037.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00038.jpg

Niedaleko znalazłem fundamenty kolejnej cerkwi budowanej przez Eliasza,
którego żywot został przerwany przez meandry historii.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00039.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00041.jpg

Rzeczywistość, a właściwie jej najbardziej paskudna część, czyli komary zmusiły mnie do opuszczenia tego niesamowitego miejsca. Szedłem i szedłem przez bór gęsty i ciemny mijając po drodze jeno drzewa i czując na sobie spojrzenia istot dzikich, zadziwionych widokiem samotnego wędrowca. Takim sposobem- wpół na jawie, wpół we śnie dotarłem do Nietupy. Stamtąd przez pola już, łąki i lasy do wsi Ciumicze, skąd tylko wiorst kilka miałem do Kundzicz. Wiesiek bez zbędnych pytań uraczył mnie sporym kuflem zimnego piwa i wybornym obiadem. Kufel miał postać wysokiego na dobre pół metra szklanego bucika z prawej nogi. Wstyd się przyznać, ale pokonałem go mlaszcząc nieprzyzwoicie w trakcie spożywania darów bożych, a ściśle mówiąc cymesów z Wieśkowej kuchni. Dobrze się stało, żem utrudzony był bardzo i sen zmorzył mnie zaiste kamienny, bo pewnikiem gadałbym we śnie z prorokiem, tudzież pląsałbym z faunami i rusałkami, których postaci towarzyszyły mi przy całodziennej wędrówce przez leśne ostępy. Po tym upalnym i parnym dniu, pokonawszy pieszo sporo kilometrów stęskniłem się za swoim stalowym rumakiem wypoczywającym w garażo- stodole. Jadąc do Krynek zauważyłem w mijanym Supraślu tablicę informującą o istnieniu w tym mieście muzeum ikon. Postanowiłem zatem kolejny dzień boży spędzić w kolejnym świętym miejscu. Zanim zaciągnę Was do tej pięknie położonej miejscowości (o 500- letniej tradycji) pozwolę sobie rzec o niej tylko tzw. dwa słowa, abyście mogli wyobrazić sobie okoliczności otaczającej ją przyrody: blisko 70 % powierzchni gminy Supraśl pokrywają lasy Puszczy Knyszyńskiej, a w 2002 roku miasto uzyskało statut uzdrowiska. Sądzę, że to wystarczy, Najwspanialszym zabytkiem jest kompleks klasztorny wraz z rekonstruowaną Cerkwią obronną p.w. Zwiastowania NMP w stylu gotycko- bizantyjskim (!!), budowaną w latach 1503- 1511. Tamże znajduje się muzeum ikon. Jest to jedyna w naszym kraju i jedna z trzech w Europie budowla tego typu. Dwie pozostałe zdobią Białoruś: w Małomożejkowie i w Synkowiczach. Nie bez powodu w XVI w monaster zaczęto powszechnie nazywać ławrą(określenia tego używa się tylko dla dużych klasztorów): na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego Ławra Supraska była wówczas drugą pod względem znaczenia po Ławrze Kijowskiej. Słynna na cały chrześcijański świat była supraska biblioteka i drukarnia: w tutejszym skryptorium od drugiej połowy XVI w. ręcznie przepisywano księgi. Biblioteka gromadziła głównie materiały historyczne i kroniki poświęcone przeszłości ziem ruskich udostępniane również osobom świeckim. Korzystał z niej między innymi Maciej Stryjkowski, autor XVI- wiecznej"Kroniki polskiej, litewskiej, żmudzkiej i wszystkiej Rusi”. Wojny oraz niechęć władz Polski międzywojennej do prawosławia spowodowały rozproszenie księgozbioru, którego resztki są obecnie perłami bibliotek w Wilnie, St. Petersburgu, Moskwie i Warszawie. Olbrzymi wpływ na wyjątkowość stylu, w jakim wybudowano cerkiew miało położenie Supraśla na pograniczu dwóch kultur: europejskiej i bizantyjskiej. Bizantyjski jest plan świątyni, typowe zaś dla europejskiego gotyku są ostrołukowe okna, prostokątna, trójnawowa hala z kilkoma rodzajami sklepień oraz cztery wieże flankujące mury, w których to wieżach poprowadzono schody na piętro z wykuszami i otworami strzelniczymi. Świątynia miała bowiem charakter obronny: mury są masywne, a otwory strzelnicze tak zaprojektowano, że można razić atakujących we wszystkich kierunkach. Wszystkie ściany, w tym również filary były pokryte freskami, których twórcą był Serbin Nektarij Malar. Zastosował on technikę malowideł wykonanych na mokrym jeszcze tynku, przez co zwiększył ich odporność na czynniki atmosferyczne. Ich bizantyjski charakter był czymś wyjątkowym na terenie Rzeczpospolitej, gdyż w większości przypadków korzystano z tradycji malarskich wywodzących się z Rusi. Mój rodzinny Gdańsk także przyczynił się do upiększenia supraskiej cerkwi: w XVII wieku właśnie z Gdańska sprowadzono przepiękny barokowy ikonostas pełen złoceń i misternej snycerki, dzieło mistrzów znad Motławy.Druga wojna światowa zadała okrutne rany tym wszystkim cudom sztuki i architektury. We wrześniu 1939 roku monaster został zajęty przez barbarzyńców spod znaku sierpa i młota. Założono tu kuźnię, w której paleniskach spłonął ikonostas. Totalna zagłada nadeszła 21 lipca 1944 roku. Tego dnia następni barbarzyńcy- wycofujący się Niemcy wysadzili wszystkie wysokie gmachy w Supraślu, w tym perłę architektury- cerkiew. Zaiste postawa godna"nadludzi” i potomków Bacha, Cranacha, Goethego oraz Beethovena. Zachowały się jedynie fragmenty kolumn. W 1946 roku wycięto kilka cudem ocalałych fragmentów fresków, które stanowią dzisiaj największy skarb Muzeum Ikon liczącego w sumie ponad tysiąc dzieł. Pierwszy raz w Polsce zdecydowano się na odejście od sztywnych reguł zwiedzania zbiorów muzealnych i postawiono na nowoczesność: ekspozycja ma charakter interaktywny i multimedialny. Przewodnicy w bardzo ciekawy sposób omawiają historię ikony i różne szkoły jej pisania (gdyż ikon się nie maluje, a pisze). Obok wizerunków Matki Bożej, Chrystusa, wyobrażenia Trójcy Świętej, Deesis i Wszystkich Świąt są tu Menologiony, czyli ikony kalendarzowe, przedstawienia Archaniołów, Apostołów, Ojców Kościoła i Świętych a także metalowe ikony podróżne, plakiety i krzyże. W sali warsztatowej muzeum otwarto szkołę pisania ikon oraz prowadzone są wykłady teologiczne. Natomiast całkiem indywidualnie mogłem wejść na jedną z wież, z której rozciąga się imponujący widok.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00042.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00043.jpg

 

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00046.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00048.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00047.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00050.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00051.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00052.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00053.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00045.jpg

Po wyjściu z Muzeum Ikon zajrzałem jeszcze do katakumb wymurowanych pod nieistniejącą już cerkwią p.w. Zmartwychwstania Chrystusa. Religia prawosławna charakteryzuje się m. in. grzebaniem zmarłych w podziemnych kryptach umieszczonymi pod specjalnie do tego celu wybudowanymi cerkwiami. Grzebano tu nie tylko mnichów, ale i doczesne szczątki członków co znaczniejszych rodzin. Na początku XIX wieku rozebrano ruiny cerkwi Zmartwychwstania, katakumby zaś zamurowano. Przetrwały tak do lat 80 XX wieku, kiedy zostały splądrowane przez wandali. Od czterech lat katakumby oficjalnie znowu należą do Kościoła Prawosławnego, który planuje odbudowę świątyni.Oto wygląd dzisiejszy:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00054.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00055.jpg

Obejrzałem jeszcze"zza płotu” secesyjny pałac Buchholtzów, gdzie obecnie pobierają nauki przyszli adepci sztuk pięknych (mieści się w nim liceum sztuk plastycznych), a wyjeżdżając z Supraśla wstąpiłem na miejscowy cmentarz, gdzie stoją imponujące kaplice grobowe rodzin Buchholtzów i Zachertów.

Dopisane w 2012 r.:

otrzymałem wiadomość od Czytelnika, który pomimo moich próśb nie zechciał podać swego imienia i nazwiska. Z reguły wyrzucam takie e-maile do kosza, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek. Zachowałem oryginalną pisownię:

Szanowny Panie,
 
Przed chwilą miałem okazję przeczytać na Pana stronie  pn. "Gdzie prorok Ilia cerkiew budował" fragment dotyczacy Supraśla i z przykrościa muszę stwierdzić, iż przed wyjazdem nie odrobił Pan lekcji i nie zapoznał się z historią Supraśla, co spowodowało, iż opis na niej jest jednostronny a fragmentami nieprawdziwy. Stwierdzenie, iż "Wojny oraz niechęć władz Polski międzywojennej do prawosławia spowodowały rozproszenie księgozbioru, którego resztki są obecnie perłami bibliotek w Wilnie, St. Petersburgu, Moskwie i Warszawie." jest nieprawdziwe, gdyż księgozbiór został rozgrabiony przez władze carskie w czasie zaborów. Nie zastanowiło Pana dlaczego znalazły sie one w Moskwie i St.Petersburgu? Przecież nie były to miasta należące do II Rzeczpospolitej. Natomiast wszystkie wymienione przez Pana w czasie zaborów były pod panowniem Rosji.
Nie wspomniał Pan nic o tym iż klasztor został wybudowany przez unicki (greko-katolicki) zakon Bazylianów, i to oni przyczynili sie do świetności tego miejsca. Natomiast ok.1830 r car skasował unię i odebrał Bazylianom ich klasztor przekazujac go sprowadzonym z Rosji mnichom prawosławnym. Od tego czasu budynki klasztorne zaczęły popadać w ruinę, a księgozbiór i inne dobra rozgrabione (!!!). W obliczu zbliżającej się Wolnej Polski mnisi prawosławni (przecież byli Rosjanami) uciekli z Supraśla zabierając ze sobą cudami słynacą ikonę Matki Boskiej Supraskiej, której do dziś nie oddali. Oni nazwali to "ewakuacja w głąb Rosji". Przed kim? Wolna Polską? Ciekawe, nieprawdaż? W II Rzeczypospolitej klasztorem zaopiekowało się Państwo przekazując go o.o. Selezjanom. Po II wojnie światowej w klasztorze buła szkoła rolnicza. W latach 90-tych prawosławni zwietrzyli biznes - Supraśł rozpoczął starania o uzyskanie statusu uzdrowiska i postanowili zawalczyć o kompleks klasztorny (niezły majątek nieprawdaż?). Wykorzystując przyjazd Papieża Jana Pawła II do Białegostoku i Jego cheć spotkania się z parwosławnymi wymusili przekazanie im obiektów. Co dla świętego spokoju uczyniono. Wtedy obiecywali oni, iz wyremontują obiekt z własnych środków. Dziś wiemy, ze robia to na nasz koszt ciągnąc grube miliony zł z budżetu państwa (środki corocznie zapisywane sa w ustawie budżetowej).
Co do muzeum ikon, to nie wiem, czy ktoś Panu powiedział skad się one tam znalazły? Otóż mój drogi Panie ikony te nie maja nic wspólnego z Supraślem, ani okolicą. Tak samo mogłyby być wystawiane w Szczecinie. Dlaczego? Otóż wszystkie pochodzą ze zbioru granicznych służb celnych, które zarekwirowały je przemytnikom z Rosji. Ponieważ nie mieli gdzie ich przechowywać, prawosławni postanowili ich uszczęśliwić i zrobić kolejną mistyfikację jak z informacją, że Supraśl to kolebka prawosławia. Bzdura nad bzdurami, a informacja ta jest rozgłaszana, aby wyciagnąć, jak najwięcej kasy od Państwa Polskiego.
 
Jest Pan kolejna osobą, która dała się wkręcić i rozsiewa nieprawdziwe informacje po swiecie.
Mam głęboką nadzieję, iż to co napisałem wzbudzi w Panu refleksję i zachęci do zapoznania się z historia naszego pięknego miasta.
 
Z poważaniem 
 
Supraślanin z dziada pradziada.

 

Mam nadzieję, że Supraślanin z dziada pradziada zechce przełamać swoją skromność i będę mógł podziękować mu imiennie. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że pisząc o Supraślu korzystałem z " oficjalnych" informacji, w tym z uzyskanych w samym- pięknym zresztą- miasteczku.

 

Lipcowe dni są długie, więc postanowiłem sprawdzić, co oznacza tajemnicza tabliczka, którą kilka dni wcześniej zauważyłem przy drodze wyjazdowej z Białegostoku:"Haga Sophia”. Kojarzy się ze Stambułem, prawda? Skojarzenie- jak się okazało- było całkiem słuszne. Jest to cerkiew będąca wierną kopią (w skali 1: 3) swej słynnej imienniczki. Budowano ją 11 lat: w listopadzie 1987 roku położono kamień węgielny, a 15 Października 1998 roku uroczyście ją poświęcono. Polichromię wykonało czterech greckich malarzy ze szkoły Konstantinosa Xenoponlosa; część ołtarzowa jest ofiarowana przez nich, a polichromia kopuły przez Patriarchę Bartolomeusza. Dla zainteresowanych podaję porządek nabożeństw: niedziela- 8.00 i 10.00- Święta Liturgia, niedziela- 17.00- Akafist, sobota- 17.00- Wsienoszcznaja.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00056.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00057.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00058.jpg

Białystok pożegnał mnie korkami i objazdami na modernizowanej drodze nr 19 w kierunku Augustowa. Znalazłem się tam bynajmniej nie przypadkiem: po około 13 km (z czego 7 km była to męka) zawitałem do wsi Rybniki. Według pewnego przewodnika miała się tam znajdować cyt.:"ekspozycja plenerowa, przyrodniczo- archeologiczna poświęcona kopalni krzemienia sprzed 3, 5 tys. lat”. Koniec cytatu i koniec nadziei na zwiedzenie tejże ekspozycji. Nie znalazłem ani kawałka krzemienia, tym bardziej kopalni. Żadnych tablic informacyjnych, wskazówek- nic. Zagadnięci w tej materii tubylcy robili"duże oczy”, a co starsi z nich przebąkiwali o zamierzchłych czasach tzw. komuny, gdy coś tam jakby było, ale już ni ma. Przy drodze przez wieś znalazłem taki pomnik:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00059.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00060.jpg

W sąsiadującym z nim domu nikt nie znał jego "rodowodu”. Ponoć miała miejsce jakaś lokalna tragedia- zbiorowe zabójstwo całej rodziny, ale bardziej podkreślano fakt, że ten, kto postawił ów pomnik"to musiał, panie mieć kasy!!” Sprytne oczka bacznie zlustrowały zarówno motocykl, jak i moją skromną osobę. Widocznie oceniono nas obu na bidę z nędzą, gdyż z kieszeni nie wylatywały mi luźne studolarówki, a moto nie jest najnowszym modelem ze stajni HD. Z ulgą opuściłem te zacne sioło i podążyłem dalej na północ. Tuż za wsią o przemiłej nazwie Wojtachy odbiłem w kierunku wschodnim do wsi Brody. Tu mała dygresja: mój kochany Teść spędził swoją młodość (a liczy sobie obecnie 89 wiosen) w Brodach właśnie, tyle, że tych kresowych. Z tegoż powodu, gdy jestem w pobliżu jakichkolwiek Brodów zawsze tam zaglądam i zawsze znajduję coś interesującego: w Brodach koło Zielonej Góry urokliwą przeprawę promową, a w Brodach koło Białegostoku takie oto malownicze kapliczki:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00061.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00062.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00063.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00064.jpg

Jadąc dalej w kierunku Sokółki przejeżdżałem przez miejscowości Bombla, Łomy, Ostra Góra, Długi, Przystawka, Plebanowce i Żuki. Szczególnie miło wspominam drogę przez te dwie ostatnie wsie. Słońce powoli szykowało się do snu, minął żar i spiekota towarzyszące mi przez cały dzień, a ja mogłem jechać bez kasku i bez obawy o konsekwencje. (Następnego dnia na takiej drodze konsekwencje były…) Głowę opancerzyłem dopiero na rogatkach Sokółki. Pozostałe 26 km pokonałem zdrapując muchy z zębów: klasyczny"banan” odsłonił dla nich lądowiska. Następny dzień poświęciłem na tereny położone na północ od Krynek. Określa się je"Krainą sokólskich wiatraków”. Dawno, dawno temu w trójkącie zawartym między Sokółką, Kuźnicą Białostocką i Krynkami budowano w każdej miejscowości co najmniej jeden wiatrak. Było to spowodowane brakiem możliwości wykorzystania wody do poruszania młynów. Przy płaskim, bezleśnym terenie myśl wykorzystania w tym celu siły wiatru nasuwała się sama. Niestety mogę śmiało stwierdzić, że sokólskich wiatraków już nie ma: przeciwnicy dzielnego Don Kichota albo ulecieli z dymem kominów okolicznych chat, albo rozpadli się ze starości. Ale po kolei: z Krynek ruszyłem do wsi Jurowlany, gdzie odkryłem taką cerkiewkę:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00065.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00066.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00067.jpg

Następną wsią były Harkawicze. Tuż przed nimi, na wzgórzu po prawej stronie zlokalizowano stary cmentarz choleryczny (okoliczna ludność była dziesiątkowana przez zarazy od XVII do XIX wieku). Kilka lat temu prowadzone były w tym miejscu prace archeologiczne. Obecnie pagórek pokryty jest większymi, bądź mniejszymi głazami ukrytymi w wysokich trawach i na niektórych z trudem można dojrzeć ślady wyrytych krzyży. Za wzgórzem znalazłem samotną chatę, w której przemiła starsza pani poczęstowała mnie zimną wodą.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00068.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00069.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00070.jpg

Porozmawialiśmy o przemijaniu czasu i ruszyłem dalej przez Bobiki do nadgranicznej wsi Minkowce. Był to najbardziej upalny dzień w czasie tej podróży:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00071.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00073.jpg

Słońce prażyło bezlitośnie w mój czarny kask, więc rozochocony wczorajszą bezkarnością uwolniłem odeń swój czerep rubaszny. I to był błąd. Na polnej, pustej drodze zostałem zatrzymany przez kolegów motocyklistów ze Straży Granicznej. Rozumiem ich stanowczość: oni MUSIELI jechać w hełmach… Drogą radiową sprawdzono moje dane w przepastnych głębiach odległego komputera centralnego. Z ulgą stwierdziłem, że zniknęła długa lista mych niecnych występków i zbrodni, albowiem po pouczeniu, że jadąc w ten sposób daję zły przykład młodzieży oddano mi dokumenty. Rozkoszowałbym się tak cudownie odzyskaną wolnością, gdyby nie skorupa, która znowu tłamsiła resztki mej czupryny. Na marginesie: najśmieszniejszym był fakt, że młodzieńcy poruszający się po lokalnych drogach na różnego rodzaju motocyklach, w 90 % nie mieli na głowach nawet czapek…W tym euforycznym stanie doczłapałem się do kolonii Minkowce. Przy wjeździe do niej, na wzgórzu (które okazało się czynnym cmentarzem) stoją resztki wiatraka.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00074.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00075.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00076.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00077.jpg

W Minkowcach wspomogłem lokalną bizneswoman prowadzącą sklepik spożywczy nabywszy u niej lody, dwa batony "Mars” oraz flaszkę płynu z bąbelkami (była pora obiadu), po spożyciu których ruszyłem wzdłuż granicy na północ w poszukiwaniu następnych"młynów wiatrowych” (w wolnym tłumaczeniu z języka niemieckiego). Nic z tego. Znalazłem tylko takie smętne resztki:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00078.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00079.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00080.jpg

Jako, że każdy facet coś zbiera i kolekcjonuje: a to ryby, a to modele samochodów, ewentualnie motyle, panienki, czy też mandaty za zbyt szybką jazdę ja również mam swoje maleńkie hobby: … słupy graniczne z polskich granic. W swej kolekcji posiadam już słupy litewskie, rosyjskie, czeskie i ukraińskie. Do kompletu brakuje mi tylko niemieckich i słowackich. Jako, że nie jestem dumnym lokatorem olbrzymiej rezydencji i nie cierpię z powodu nadmiaru przestrzeni mieszkalnej muszę ograniczyć się do tego, że zbieram je tylko fotograficznie i tylko poruszając się swoim motocyklem. Oto najnowsze trofea z krańców imperium p. Łukaszenki:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00081.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00083.jpg

Następnym etapem był Samgród.W kępie starych lip stoi na niewielkim wzniesieniu pomalowana na żółto cerkiew p. w. Św. Św. Piotra i Pawła. Tuż obok plebania, a w niej młody pop z piękną brodą. Był to pierwszy i jedyny sługa boży, który odmówił mi wstępu do świątyni. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Czy była to cerkiew w dalekim Irkucku, czy też mały kościółek zagubiony gdzieś na bezkresnych Żuławach, molenna Staroobrzędowców w Wodziłkach, czy bazylika Św. Piotra w Rzymie. W pewnym sensie rozumiem jego niechęć i zły humor: otworzył drzwi plebanii dzierżąc w dłoni rączkę odkurzacza. Który facet lubi tę robotę?!Jak widać wszystko jest kwestią znalezienia się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Gdybym przyjechał pół godziny wcześniej, gdy jego kobieta nie zdołała jeszcze narzucić mu tej paskudnej roboty mógłby uciec od niej mając pretekst w postaci konieczności oprowadzenia namolnego turysty. Gwoli wyjaśnienia: uciec od roboty, a nie-od kobiety!! Aż tak dobrze, to mu nie życzę. Trudno. Kilka fotek z zewnątrz:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00085.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00086.jpg

Obok cerkwi znalazłem pod pięknymi, starymi drzewami ogrodzony drewnianym płotkiem stary grobowiec z zatartą przez lata inskrypcją. Później dowiedziałem się, że widnieje na nim taki napis: ” Tu leżą grzesznicy Kazimierz i Zuzanna Kanimierow- Wiszczyńscy, rok zejścia 1733„. Jest to miejsce wiecznego spoczynku właścicieli majątku Usnarz, będącymi kolatorami miejscowej świątyni unickiej(poprzedniczki obecnej cerkwi).

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00087.jpg pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00088.jpg

Otrzepałem pył z tych niegościnnych progów i ruszyłem w kierunku Orientu. Następnym etapem były bowiem Bohoniki- stolica polskich Tatarów. Skąd w kraju nad Wisłą wzięli się potomkowie Chingis Chana? Kto czytał"Pana Wołodyjowskiego” zna historię buntu Lipków. Nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły powiem krótko: w 1676 roku Tatarzy, którzy powrócili w szeregi wojsk Jana Sobieskiego zostali objęci amnestią i obiecano im wypłatę zaległego żołdu w postaci nadania ziemi w ekonomiach królewskich. Stało się tak 12 marca Roku Pańskiego 1679: oddano im wsie Bohoniki, Drahle, Malewicze Górne, Kruszyniany i kilka innych na południe od Krynek. Na przełomie XVII i XVIII wieku wzniesiono w Bohonikach meczet, przez co wieś stała się muzułmańskim centrum religijnym. Tak jest do dzisiaj: w czasie trwającego cztery dni święta Kurban- Bajram (ustanowionego na pamiątkę ofiary uczynionej przez Abrahama ze swego syna Izaaka) zjeżdżają się tu Tatarzy z całej Polski.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00089.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00090.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00091.jpg

Naprzeciwko meczetu postawiono Dom Pielgrzyma:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00092.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00093.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00094.jpg

Obecny, drewniany meczet- gdyż tylko takie wolno było budować polskim wyznawcom Allaha (i Jego Jedynego Proroka Mahometa) - postawiono w 1873 roku. W czasie drugiej wojny światowej został zdewastowany przez Niemców. Gdy doń podjeżdżałem zobaczyłem z przerażeniem dwa autokary, z których wysypywała się tzw."stonka”. Nie zwalniając minąłem kolorowe towarzystwo, dzięki czemu mogłem w spokoju i ciszy zwiedzić cmentarz tatarski, czyli mizar. Jest to największy w naszym kraju cmentarz muzułmański o powierzchni dwóch hektarów liczący sobie trzy wieki. Do dzisiaj grzebie się tu muzułmanów nawet z odległych rejonów Polski. Wszystkie ciała chowane są ze stopami zwróconymi w kierunku Mekki leżącej niemal dokładnie na południe od Bohonik. Gdy zagrzmią trąby anielskie głoszące nadejście Dnia Sądu zmarli będą mogli po prostu wstać i iść prosto w kierunku najświętszego miejsca na Ziemi. Stare groby obłożone są po bokach kamieniami z jednym większym kamieniem w głowie, a z mniejszym w nogach. Z czasem zniknęły napisy i tylko na niektórych można z trudem odkryć cień półksiężyca.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00096.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00097.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00098.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00099.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00100.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00101.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00102.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00103.jpg

W dniu, kiedy słońce mocno prażyło mimo drzew, powietrze drżało od skwaru, a wokół nie słychać było polskiej mowy spacerowałem po współczesnej części cmentarza, gdzie na nagrobkach spotyka się półksiężyce i takie imiona jak Fatima, Dżenet, Osman czy Mustafa. Czułem się przy tym coraz bardziej osobliwie: jakbym nie był nad Wisłą i Bałtykiem, tylko w krainie z Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy. Kiedy autobusy odjechały i do meczetu wróciła cisza byłem jedynym zwiedzającym. Pani przewodnik omówiła podstawy Islamu, historię Tatarów w Polsce, a także Bohonik. Wychodząc kupiłem dwie broszury:"Muhammad Wysłannik Boży- pokój z Nim” oraz"Księga pamięci”. Tytuł pierwszej mówi jasno o jej treści, w drugiej zawarto przykłady spełniania przez Tatarów w XX wieku przysięgi o obronie Polski danej jeszcze polskiemu królowi. Spod znaku półksiężyca i gwiazdy ruszyłem do Krynek. Był wczesny, ciepły wieczór, więc postanowiłem zwiedzić tę małą, ale sympatyczną miejscowość. Słońce, które powoli zmierzało ku horyzontowi wypełniało wszystko ciepłym światłem podkreślającym dodatkowo urok miasteczka. Od mojej pierwszej tu wizyty minęło przeszło 10 lat i wiele się zmieniło. Przede wszystkim 1 stycznia 2009 roku Krynki odzyskały prawa miejskie. Dla zrozumiałej wygody mieszkańców wyasfaltowano większość ulic, ale odebrano w ten sposób jedyny i niepowtarzalny urok takim miejscom jak Zaułek Szkolny, Zaułek Bramy, czy Żabi Zaułek i innym, na których królowały kocie łby. Zachował się-, co jest ewenementem na skalę światową- XVII- wieczny układ miejski w formie gwiazdy: z każdego rogu sześciobocznego rynku (dzisiaj parku) odchodzi promieniście dwanaście prostych ulic. Między nimi poprowadzono sieć przecznic i wąskich zaułków. Szczególnie dobrze widać to na planie miasta z roku 1780:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/skan1 jpeg.jpg

Była to inicjatywa podskarbiego Antoniego Tyzenhauza, który w drugiej połowie XVIII wieku przebudował Krynki. Ich gwałtowny rozwój nastąpił w XIX w., gdy stały się dużym ośrodkiem przemysłowym. Powstawały głównie fabryczki tekstylne zakładane przez licznych Żydów. Krynki były bowiem miasteczkiem na wskroś żydowskim: na przykład w 1914 roku stanowili oni 90 % mieszkańców. Po kryzysie ekonomicznym z końca XIX wieku, który spowodował upadek włókiennictwa natychmiast pojawiło się w jego miejsce garbarstwo. Niektóre skóry sprowadzano nawet z odległego Kaukazu, czego dzisiejszym świadectwem jest ulica Kaukaska. Przy niej stoi budynek starej synagogi z pierwszej połowy XIX wieku. Wielka Synagoga- dwupiętrowa, o kubaturze 7400 m sześciennych- duma lokalnych Żydów, została wysadzona w powietrze w 1944 roku przez Niemców. Jej resztki zlikwidowano w 1971 roku. Lepszy los spotkał prawosławną cerkiew p.w. Narodzenia Bogurodzicy. Gdy poprzedniego dnia rano podziwiałem ją z zewnątrz nadszedł pop i zezwolił na sfotografowanie jej wnętrza. Akurat szykowano się do Panichidy, czyli do mszy żałobnej. Stał już nawet katafalk, ale jeszcze pusty.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00104.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00105.jpg

 

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00108.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00106.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00109.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00110.jpg

Nieodległy cmentarz prawosławny tonie w zieleni, a w niej krzyże dębowe i żeliwne, blaszane i kute, kamienne płyty i nagrobki. Nad wszystkim góruje XVIII- wieczna kaplica p.w. Świętego Antoniego zrekonstruowana w ostatnich latach minionego stulecia.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00111.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00112.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00113.jpg

W Kundziczach wylądowałem grubo po zachodzie słońca. Ostatni dzień powitał mnie ciężkimi chmurami. Pożegnałem się z przemiłymi gospodarzami i wyruszyłem do pobliskich Kruszynian. Niegdyś wieś nazywano Triniedzielnaja za przyczyną trzech świątecznych dni w tygodniu dla wyznawców trzech wiar zamieszkujących tę wioskę: piątków dla muzułmanów, sobót dla starozakonnych i niedziel dla katolików oraz prawosławnych (dlaczego pominięto poniedziałki dla szewców?) Jest to drugie ważne miejsce dla polskich Tatarów. Tu znajduje się najstarszy w Polsce meczet. Jego zielone ściany wspaniale wtapiają się w otaczające go drzewa, a na dwóch wieżach błyszczą- jakże zaskakujące na tej szerokości geograficznej- złote półksiężyce. Ściany wewnętrzne pokrywają dywany oraz menhiry, czyli ozdobne cytaty z Koranu. Obowiązuje oczywiście podział na część dla modlących się mężczyzn i kobiet. Obie sale oddzielone są od siebie cienką ścianką, w której wykonano podłużne okienko zasłonięte białą firanką. W południowej ścianie umieszczono mihrab, czyli niszę wskazującą kierunek, gdzie kilka tysięcy kilometrów dalej znajduje się święte miasto Mekka. Wszyscy muzułmanie na całym świecie modlą się kierując twarze w jego stronę. Po prawej stronie wybudowano z drewna Minbar, czyli"kazalnicę”.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00114.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00115.jpg

Stąd rozpoczął się mój odwrót na zachód- ten geograficzny i ten cywilizacyjny. Przez Supraśl dojechałem do Stanisławowa koło Białegostoku, gdzie spotkałem się z kolegą mojego gospodarza z Kundzicz- równie chorego na sowieckie maszyny jak ja… Z podziwem oglądałem jego PERFEKCYJNIE odrestaurowaną maszynę, pogadaliśmy na różne tematy z motocyklem w tle i otrzymawszy wskazówki jak wyjechać z Białegostoku opuściłem kolejne, gościnne progi. Mój motocykl przejechał około 500 metrów i nagle zaczął pracować tylko jeden cylinder. Takim sposobem ponownie znalazłem się na podwórku, z którego przed chwilą ruszyłem. Nie potrafiliśmy dojść do tego, co może być przyczyną awarii. Po blisko dwóch godzinach walki poddałem się i zacząłem wypakowywać niektóre bagaże, aby wrócić"na tarczy”, czyli pociągiem do domu po lawetę, ale- jak to zwykle bywa- w tym momencie silnik ożył. Przyczyna była dość banalna, aczkolwiek zaskakująca. Ponownie udzielono mi pomocy na starych, motocyklowych zasadach bez najmniejszej sugestii w sprawie pieniędzy. Jest to tym bardziej szokujące, że dzisiaj królem jest kasa, a nie"jakieś tam” idee. W jaki sposób można za coś takiego podziękować? Nie znam innych słów, poza zwykłym -dziękuję!!! Przez tę nieplanowaną przerwę w podróży dotarłem tego wieczora tylko do zajazdu w Wiźnie. Ostatni dzień tegorocznego wypadu na wschód Polski prowadził przez trzy miejsca związane z historią naszej Ojczyzny. Pierwszym była Nidzica. Zawsze chciałem zwiedzić tutejszy zamek krzyżacki, ale jakoś nigdy nie było na to czasu. Dzięki uprzejmości panów z obsługi zamku mogłem zaparkować obok ich warsztatu na dziedzińcu zewnętrznym, a nie na niestrzeżonym parkingu. Budowla robi imponujące wrażenie. Nic dziwnego: w latach swej świetności był to jeden z najważniejszych punktów w krzyżackim systemie obronnym XIV wieku, siedziba komtura i prokuratorów. Przetrwał wieki w nienaruszonym stanie aż do dnia 13 sierpnia 1813 roku, gdy dotarły do niego hordy kozaków dońskich rosyjskiego cara. Efekt był wiadomy: częściowe zniszczenie tak zamku, jak i miasta. Powtórka z historii (z podobnym skutkiem) miała miejsce w 1914 roku również w wykonaniu Rosjan. Trzecia wizyta wojsk ze wschodu Europy, tym razem z Leninem/ Stalinem na ustach była już totalną katastrofą. Odbudowa trwała od roku 1959 do roku 1965. Można dyskutować, czy wewnętrzne krużganki należało zbudować z betonu, ale zamek uratowano. Obecnie jego wnętrza kryją nie tylko muzeum, ale również miejscowy Ośrodek Kultury, bibliotekę, galerię sztuki, hotel, restaurację i pracownię rzeźby. Prężnie działa Bractwo Rycerskie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00116.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00117.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00118.jpg

 

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00119.jpg

 

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00120.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00121.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00122.jpg

Dalej potoczyłem się- nadal bocznymi drogami- na miejsce bitwy pod Grunwaldem, gdzie byłem wieki temu, jako uczeń szkoły podstawowej. Właśnie trwały prace porządkowe po corocznej inscenizacji bitwy z 1410 roku: zwijano liczne kramy i kramiki z dziełami sztuki pamiątkarskiej typu"oryginalny” miecz, hełm, czy tarcza wojów polskich, włącznie z uzbrojeniem i białymi płaszczami strony przeciwnej. Wszystkie te precjoza wyprodukowano z pewnością w odległym Kraju Środka, ale nie sprawdzałem: mógłbym nie oprzeć się pokusie ozdobienia swego motocykla trafiejnym mieczem, ew. flagą. Jak pomyślałem, że uniknąłem spotkania z nieprzeliczoną ciżbą ludzką kłębiąca się przed tygodniem w tym miejscu, to aż mną"wzdrygnęło”. Zwiedzających"na dzień dzisiejszy” (Was też wnerwia to określenie?) było zaledwie kilka sztuk.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00123.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00124.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00126.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Podroze_bliskie/galeria8/Ilia00127.jpg

Z Grunwaldu przez Lubawę, Iławę i Prabuty dojechałem do Sztumu. A stąd miałem już blisko do… Piekła.

 Ale o tym w innej opowieści...


Trasa do Łomży:
Sierakowice- Kościerzyna - Zblewo - Skórcz - Nowe - Grudziądz - Wąbrzeźno - Jabłonowo Pomorskie - Brodnica - Lidzbark - Działdowo - Nidzica - Wielbark - Chorzele - Myszyniec - Nowogród - Łomża.
Powrót z Łomży:
Łomża - Myszyniec - Wielbark - Nidzica - Pawłowo - Grunwald - Lubawa - Iława - Prabuty - Sztum - Piekło - Tczew - Skarszewy - Kościerzyna - Sierakowice. Przejechanych kilometrów: 1534.