Motocyklowy autostop, czyli jak wracałem z Syberii...

Jedyny piątek trzynastego minął w tym roku w maju. Była to zbyt wczesna pora roku na wyprawę motocyklową po Syberii, więc wyjechałem z Polski dopiero 11. lipca.
I to był błąd.
Ale po kolei.
Z Gdańska do Kaliningradu wyjechałem rejsowym autobusem PKS za jedyne 28 zł (!!!) Był to jedyny punktualny środek lokomocji w czasie tegorocznej eskapady. Od Kaliningradu zaczęły się problemy. Autobus na lotnisko opóźniony o 30 minut. Samolot do Moskwy opóźniony o 4 godziny. Gdy wylądowałem w stolicy Imperium cara Władimira okazało się, że jedyny samolot do Irkucka wylatuje za ok. 40 minut i nie ma wolnych miejsc. Następny za 24 godziny - o 23.25
Tutaj zagadka logiczna:
Samolot odlatuje z punktu A do punktu B w dniu dzisiejszym. Do startu pozostaje ok. 40 minut. Jest jedno wolne miejsce. Następny lot za 24 godziny.Jakie są ceny biletów?
a) są takie same na oba rejsy
b) bilet na rejs dzisiejszy jest tańszy
c) bilet na rejs dzisiejszy jest droższy
Proszę zaznaczyć prawidłową odpowiedź.
Ja również wybrałem odpowiedź b, jak zapewne uczyniłaby to większość szanownych Czytelników.
NIESTETY!! Prawidłowa odpowiedź oznaczona jest literką c, jak cymbał z Europy, który nie rozumie praw rządzących ekonomiką rosyjskich linii lotniczych. Na moje- przyznaję, że prostackie pytanie: - Dlaczego?;, padła jedynie słuszna odpowiedź : - Dlatego!
Różnica była solidna - 5 tys. rubli (1 zł = 13,50 rubla). Zaoszczędziłem również na noclegu, gdyż kimnąłem się, wsparłszy swą skołowaną głowinę na torbach umieszczonych na lotniskowym wózku (a jednak go zdobyłem!!) Brak tzw. sponsora spowodował rezygnację z usług noclegowych np. hotelu Rasija w centrum Moskwy. Gdy poranne zorze obwieściły początek kolejnego lipcowego poranka, ja już czekałem na odjazd autobusu z lotniska do najbliższej stacji metra. Później przejazd do stacji Płaszczat Riewalucji i wyjście na powierzchnię.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/1.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/2.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/3.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/4.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/8.jpg

Przy Mauzoleum Lenina znalazłem się o godz. 7.02 (o tej porze Sztyrlic wychodził na swój codzienny spacer).

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/5.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/7.jpg

Wódz był dostępny dla mas dopiero od 11.00. A co robi turysta, gdy ma wolny czas? Pstryka fotki.
Na oczach zdumionego wartownika klęknąłem zatem przed Mauzoleum. Zerknął lekko zdziwiony. Wyciągnąłem z plecaka sprzęt foto. Tym razem w jego oku błysnęło lekceważące znudzenie. Gdy jednak zacząłem wyciągać statyw ruszył w moim kierunku krokiem sprężystym i dziarskim, aczkolwiek zdradzającym lekkie zdenerwowanie. Czy to moja wina, że statyw trochę przypomina złożoną wyrzutnię rakiety balistycznej? Kroki ustały tuż koło mojego lewego kolana.
Powietrze wibrowało, pełne napięcia.
Ciszę przerwało krótkie, stanowcze Nie lzja! Uniosłem swe niewinne oczęta na tego dobrego człowieka i od razu wiedziałem, że nie należy się głupio pytać : -Dlaczego? Statyw wylądował w torbie, ja zaś nie wylądowałem na Syberii na dłużej
Teleobiektyw oparłem na jednym ze słupków ograniczających dotarcie do Wodza i w ten sposób zrobiłem zdjęcia murów Kremla z wmurowanymi tam tablicami poświęconymi różnym gierojom i innym bojownikom o jedynie słuszną sprawę. Były również popiersia.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/6.jpg

Do godziny 11.00 pozostało jeszcze trochę czasu.
Czekanie na audiencję umiliłem sobie m.in. uczestnicząc w uroczystej mszy w Soborze Kazańskim. Był to bowiem dzień św. Piotra i Pawła jedno z najważniejszych świąt w liturgii prawosławnej, z której niewiele rozumiem, ale muzyka cerkiewna zawsze robiła na mnie niesamowite wrażenie.
Gdy wyszedłem z cerkwi zobaczyłem ze zdziwieniem, że cały Plac Czerwony jest zamknięty. Staram się szybko uczyć, więc nie zadałem pytania - dlaczego? żadnemu z licznych milicjantów. Skorzystałem natomiast z oferty pani i pana, którzy przez ręczny megafon nawoływali do zwiedzenia Placu Czerwonego i Mauzoleum Lenina za jedyne 150 rubli.
Musiałem tylko - tak, jak inni uczestnicy wycieczki - zdeponować w worku na śmieci (!!) cały sprzęt foto, komórę i temu podobne niebezpieczne przedmioty, i poszedłem zdobywać Kreml.
Wódz leżał spokojny (przy takiej ochronie to nie sztuka!). Jego Twarz, pełna zadumy nad losami świata wyrażała wiarę w zwycięstwo Światowej Rewolucji. Dłonie, które pewnie dzierżyły ster okrętu o nazwie Kraj Rad spoczywały godnie na wysokości pępka (pępka nie było widać). Kolana, podudzia i stopy okryte były gustowna materią (nędzne pachołki imperializmu siały kiedyś oszczercze pogłoski, jakoby te fragmenty Wodza zgniły.)
Postać w kryształowej trumnie (niczym Królewna Śnieżka kto wpadł, pierwszy na ten pomysł?) należało obejść w prawo po schodach, później w lewo i ponownie w lewo, aby zejść schodami do wyjścia. Panował półmrok, kryształowe pudło emanowało nieziemską poświatą (to od jupiterów?), tłum przemieszczał się w ciszy i skupieniu pod bacznym okiem rosłych strażników odzianych w gustowne uniformy. Panowała atmosfera powagi.
Niestety, te cudowne chwile szybko minęły. Znowu trzeba było wyjść na powierzchnię Ziemi, na której zabrakło Wodza i Sternika. Aczkolwiek po sąsiedzku mieszka pewien obywatel, również pilnowany przez rosłych strażników odzianych itd. Też Władymir, nazwisko też krótkie, pięcioliterowe i łatwo wpadające w ucho, też o stalowym spojrzeniu, też za pan brat z czujnymi czekistami
Czyżby koło historii miało się obrócić?
Powiało grozą

Samolot do Irkucka oczywiście też miał opóźnienie, ale tylko trzygodzinne.
W miejscu docelowym wylądowaliśmy z łomotem podwozia o 7 rano. Ofertę podwiezienia do centrum Irkucka za 500 rubli zbyłem pogardliwym spojrzeniem, więc następna oferta była bardziej przystępna: 200. OK.
I tak znalazłem się na schodach prowadzących do Konsulatu RP, mieszczącego się przy ulicy Suche Batora (boczna od ul. oczywiście - Karola Marksa, która jest prostopadłą do Alei - jakżeby inaczej - Lenina.) Wszyscy pracujący w Konsulacie starali się później w miarę możliwości pomóc mi w rozwiązywaniu różnych problemów. Jest to rzadko spotykana cecha przedstawicieli Polski na świecie. Wszyscy byli super!!

Stary Irkuck pełen jest uroczych, drewnianych domów. Zadbanych i restaurowanych, obok zaniedbanych i chylących się ku upadkowi (dosłownie). Widoczne na każdym kroku są skutki stawiania domów bez izolacji, co powoduje ich powolne zapadanie się w wiecznej zmarzlinie. Pętałem się po tym mieście z aparatem w garści i żałowałem, że nie mam sponsora w postaci firmy Kodak, Fuji itp. A może jednak??

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/9.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/10.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/11.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/12.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/13.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/14.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/15.jpg

Dzięki wspaniałemu przewodnikowi Bajkał. Morze Syberii autorstwa Mai Walczak i Wojciecha Kowalskiego [link] poruszałem się po tym mieście, a później po Przybajkale bez problemów i kłopotów. Polecam!!
Na wspomnianej Alei Lenina, na wysokości ulicy Feliksa Dzierżyńskiego (jasne, jasne!!) znajduje się tzw. Pałac Sportu. Na placu przed nim spotykają się wieczorami miejscowi motocykliści. Ja też tam byłem, nie tylko piwo piłem (także herbatkę). Przede wszystkim spotkałem wspaniałych ludzi. Takich jak Andrzej, Alieksiej, Paweł, Andriucha, Stalker, Stas i inni.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/16.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/17.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/18.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/19.jpg

Trzeba było opuścić przyjaciół, aby dotrzeć do głównej persony tegorocznego dramatu - opuszczonej przeze mnie i pozostawionej we wsi Wierszyna Emuli, czyli MW-750, na której dotarłem tutaj w ubiegłym roku. [link]) Motocykl stał na kołkach, trzeba było go oczyścić z rdzy i kurzu. Dzięki preparatowi McKenick z firmy Artpol z Gdańska nie było z tym żadnych problemów.
Niestety, nie dało rady uruchomić maszyny. Wiedziałem, że mogę liczyć na pomoc motocyklistów z Irkucka, ale Wierszyna to takie fajne miejsce na świecie, gdzie nie ma telefonu, zasięgu komóry, autobus dociera (latem) jeden raz w tygodniu, a na piechotę do Irkucka trochę daleko - ok. 160km. Pogoda była piękna, okolice również, spanie miałem w Domu Polskim, mycie pod pompą, ludzie życzliwi, najbliższy autobus za 5 dni, więc można było pozwiedzać okolicę. Wdrapałem się m.in. na górę, która wznosi się nad Wierszyną.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/20.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/21.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/22.jpg

Do Irkucka zabrał mnie mąż Ludy, który wiózł drewno na sprzedaż (Chińczycy wykupują wszystkie pnie na pniu).
Pogoda była nadal super (upały!!).
Motonici przekonali mnie, że drogi Przybajkala są strasznej jakości, poza tym - jak to w górach - ostre podjazdy i zjazdy, słowem to nie dla sowieta z 1968 roku, który ma wrócić do Polski w całości.
Pojechałem więc marszrutką do skansenu w Talcy - 67km od Irkucka. Robi wrażenie. Jest pięknie położony nad Angarą - jedyną rzeką wypływającą z Bajkału.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/24.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/25.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/26.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/27.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/28.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/29.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/30.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/31.jpg

Siedzę w kawiarence, popijam herbatę, a tu wchodzi Romek Koperski - człowiek legenda, mój guru syberyjski, dzięki któremu ruszyłem na Wschód. Świat jest mały!!

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/32.jpg

Następnym celem była Dolina Tunkińska u podnóża Sajanów.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/85.jpg
Więc - plecak na plecy, drugi do przodu i do marszrutki.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/149.JPG

Podróż trwała tylko 6 godzin. Nocleg w Bazie Alpinistów [link]./

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/89.JPG
Skoro świt - wymarsz na Pik Lubwi.

                                                                  „ Pik Lubwi”

Jestem wiekowym człowiekiem ( powiedzmy- półwiekowym, bo „ piąty krzyżyk na karku”) mającym z górami do czynienia trzy razy w życiu:

pierwszy raz, gdy miałem pięć lat i byłem z rodzicami w Zakopanem.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/86.jpg

Ponownie byłem w górach jako student w Beskidzie Żywieckim, ale z tej eskapady pamiętam tylko tyle, że jest tam browar…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/87.jpg

Trzeci raz byłem w styczniu 2005 roku w Beskidzie Śląskim i nauczyłem się jeździć na nartach.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/88.JPG


Ta góra była największą, na którą miałem się wdrapać ( 2200 m n.p.m.).

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/134.JPG

W dodatku szedłem sam, miałem ciężki plecak ze sprzętem foto, osobno torbę ze statywem i 3 litry wody w butelkach.

Skoro świt- wymarsz.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/90.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/91.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/92.JPG


Po 40 minutach wdrapywania się po stoku, do którego zapomniano przystawić drabinę dotarłem do fajnej skałki wyglądającej w oczach takiego cepra jak ja niczym szczyt.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/104.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/94.JPG

Byłem dumny z siebie, że w tak krótkim czasie zdobyłem taaaką górę!!

Ze „szczytu” zobaczyłem, że ścieżynka pnie się dalej. Nie rozumiałem zamysłu Stwórcy, który chyba przez złośliwość kazał zejść nieco w dół, aby później kazać wchodzić tam, gdzie nie ma schodów.  Byłażby kara za grzechy? Kiedy ja zdążyłem tyle nagrzeszyć w swoim życiu?

Ale wdrapywałem się dalej- trzeba być twardym, niczym Roman Bratny!

Plusem było to, że o tej porze góra swoim majestatem przysłaniała słońce i szło się w jej cieniu.

Nadal brakowało stopni, albo choćby poręczy.

Często podłoże stanowiła gliniasta ścieżka, która kazała łapać się okolicznych drzew, gałęzi, gałązek, w końcu kępek trawy, aby móc iść dalej w górę, a nie w dół. Robienie zdjęć było pretekstem do odpoczynku. ( Później zrezygnowałem z tego pretekstu- nie byłem przecież hurtownią materiałów fotograficznych.)

Mniej więcej w połowie drogi, gdy dyszałem pod drzewem usłyszałem szmer. Nie był to, jak pierwotnie myślałem Yeti, względnie przemiły pies Bernardyn z nieodłączną baryłeczką, tylko suslik: małe, ciekawskie stworzonko, które pozwoliło nawet zrobić sobie zdjęcie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/95.JPG

Yeti nie był tak cierpliwy…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/96.JPG

Trzeba było iść dalej.

Kierowany lenistwem skręciłem na ścieżkę, która wydawała się bardziej „płaska”.

Drogie dzieci! Pamiętajcie! Lenistwo jest bardzo brzydką cechą charakteru człowieka!

Ja zostałem ukarany w następujący sposób: ścieżka kończyła się u podnóża sporej skały. Po jej prawej stronie ziała przepaść, po lewej było trochę „płycej”, tak „na oko” 10 metrów. Na myśl o tym, że miałbym zawrócić postanowiłem być nadal twardy i zapomnieć o lęku wysokości, na który cierpię ( czyżbym o tym nie wspomniał?)

Przede wszystkim zrobiłem zdjęcie:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/97.JPG

Następnie zrobiłem jeszcze dwa zdjęcia:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/98.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/99.JPG

Następnie… no nie, wystarczy!

Zacząłem włazić na to monstrum. Na jego grzbiecie( tak to się chyba nazywa?) musiałem usiąść okrakiem, gdyż zabrakło miejsca dla stóp. I w ten mało profesjonalny sposób przesuwałem się do przodu. Dobrze, że miałem dobre portki na sobie, bo bym świecił bynajmniej nie dobrym przykładem. Gdzieś niedaleko śpiewały ptaszki, w dole ( o Boże! jakim głębokim dole!!) szumiał wodospad, było cieplusio ( gorąco! gorąco!!), plecak ważył już chyba tonę, statyw majtał się
niebezpiecznie, wytrącając mnie lekko z równowagi- tej fizycznej, bo psychiczna już od dawna leżała zdruzgotana na dnie przepaści( kurde!! kurde!!)

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/100.JPG

Było fajosko.

Aby zejść z tego czegoś musiałem wykonać obrót o 180 stopni. (Kurde!! kurde!! kurde!!)

Oczywiście zaczepiłem torbą ze statywem o jakiś cholerny występ i przez moment moja chora wyobraźnia widziała jak lecę z tej skały, a statyw tam wisi- samotny i opuszczony…( jw.)

Gdy byłem już na tzw. ziemi chciałem szybko oddalić się z tego miejsca, ale nóżki jakoś tak dziwnie drżały. Oczywiście
była to oznaka zmęczenia, a nie, jak niektórzy mogliby przypuszczać- strachu!

Co za przypuszczenia!!!( kurde!! kurde!!! kurde!!!!!)

W końcu kolana się złączyły, płuca usunęły zalegające powietrze, akcja serca wróciła ( tak mniej więcej) do normy.

Szczyt widniał gdzieś tam – hen- na wysokościach. Las przerzedził się, aby w końcu ustąpić miejsca gołej przestrzeni.

Plusem było to, że widoki, które mnie otaczały z każdej strony były niesamowite. Minusem było słońce, które stało już dość wysoko i prażyło niczym kuchenka mikrofalowa.

Stromizna była taka sama.

Szczebelków drabiny nadal nie dowieźli.

Windy też.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/101.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/102.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/103.JPG

Po kilkunastu metrach zrozumiałem, skąd nazwa tej góry: Pik Lubwi, czyli Szczyt Miłości: mój oddech przypominał ścieżkę dźwiękową z jakiegoś pornosa.

Kocham góry!!

Końcówka była tragiczna: dziesięć kroków i pad do pozycji siedzącej. Czasami było tych kroków 15, czasami 20, ale takie rekordy biłem wtedy, gdy moje ciało szło koło mnie, a ja gdzieś lewitowałem…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/105.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/106.JPG

I w końcu – jest!!!!

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/107.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/108.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/109.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/110.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/111.JPG

A właściwie nie ma. Nie ma dalszej dróżki pod górę.

Podejrzliwie rozejrzałem się wokół, czy może jednak jest gdzieś schowana złośliwa ścieżynka, która pnie się dalej, ale nie. Spoko.
Stacja końcowa. The End. Ende. Kaniec.

Widok, który roztaczał się przede mną był wart mego wysiłku i starganych nerwów.

Przez długie minuty podziwiałem to, co mnie otaczało nie myśląc o robieniu zdjęć.

Byłem sam na wierzchołku góry.

Byłem sam na wierzchołku góry, na którą się wspiąłem.

Pierwszy raz w życiu byłem tak wysoko.

Pierwszy raz w życiu widziałem coś tak wspaniałego na własne oczy, a nie przez iluminatory samolotu.


Było pięknie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/112.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/113.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/116.JPG

Kręciłem się tam jak czubek i czułem się jednością z tym pięknem, które było wokół ( wow, ale to zabrzmiało!)

Nie było problemów, planów na przyszłość, pieniędzy.

Nie było chorób, wojen, głupoty, zawiści.

Nawet o tym nie myślałem.

Była tylko pustka.

I cisza.

I wiatr.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/117.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/118.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/119.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/121.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/122.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/123.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/120.JPG
Później ujrzałem dwóch ludzi, którzy szli na szczyt. Dlaczego nie mogłem być tu dłużej sam?

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/125.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/126.JPG

Potem rozpoczęło się zejście…

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/127.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/128.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/129.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/130.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/131.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/132.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/133.JPG

W drodze powrotnej spotkała mnie burza z ulewą. Dróżka o gliniastym podłożu zmieniła się w śliską rynnę. Postanowiłem zjeżdżać na powiedzmy - piętach. Raz i drugi się udało. Następnie wykonałem efektowny, 25 - metrowy lot na główkę(stopa zaczepiła o korzeń, który był niewidoczny pod rzeką błota). Usiłowałem cokolwiek złapać, aby się zatrzymać, czego efektem było:
1. pęknięcie kości paliczka bliższego palca piątego dłoni prawej,
2. lekkie zwichnięcie stawów dłoni prawej i lewej,
3. liczne stłuczenia, siniaki i skaleczenia
4. rozdarcie fragmentów ubrania,
5. utrata zapasów wody wskutek pęknięcia butelki,
6. udany obrót nogami w dół,
7. zwolnienie tempa upadku i szczęśliwe zatrzymanie się w gąszczu paproci.
Strat w uzębieniu nie stwierdzono.
Strach (tzw. cykor) nie miał wpływu na stan bielizny osobistej.
Ja sam wyglądałem jak duża gruda błota z lekkim wytrzeszczem gałek ocznych (to chyba nie ze strachu?). Ulewa trwała dalej, więc nie było źle: spłukało ze mnie trochę gleby. Gorzej było niżej: bez deszczu, strumyków, rzek, stawów, jezior i innych stanowisk z wodą (o zimnym piwie nie wspomnę). Żar lał się z nieba okrutny i tylko to (oprócz potu) lało się w najbliższej okolicy. Powoli czułem, jak mój język zaczyna przypominać swoją strukturą papier ścierny, a gardło miało taki stopień wilgotności, jak ziemia, po której szedłem (0%). Wody w jakiejkolwiek postaci (i piwa) nadal nie było w zasięgu lekko już zamglonego wzroku. Gdzieś z dołu dochodził szum rzeki
W końcu dotarłem do doliny, w której płynęła rzeka Kyngarga. Woda była zimna niczym lód, zęby w zetknięciu z nią dziwnie zadzwoniły, z gardła wydobyła się para, a ja już nie myślałem o piwie. To była chyba Nirwana...
W drodze do schroniska, na deptaku uzdrowiskowym, gdy ledwo powłócząc nogami człapałem przed siebie i słyszałem szum rzeki oraz luby chlupot wody w butelce usłyszałem nagle swojskie, polskie cześć!. Nie były to omamy słuchowe, tylko Linda z Wrocławia, którą poznałem w Konsulacie w Irkucku. Jaki ten świat jest mały c.d.
Następnego dnia leczyłem rany. Kuracja polegała głównie na piciu nieprawdopodobnych ilości wody i herbaty, praniu wszystkiego i szyciu (a jeden na dachu tkwiąc niewygodnie, zawisł na gwoździu i rozdarł spodnie - J. Brzechwa Pali się!).
Już wieczorem postanowiłem, że muszę zobaczyć słynne wodospady.
Rano wymarsz.

Z początku wszystko wyglądało całkiem spokojnie: był nawet mostek:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/139.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/145.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/138.JPG

Wodospady nieziemskie, ale bez zaprawy górskiej na Piku Lubwi nie dałbym chyba rady.Nie jestem bardzo strachliwy, lecz przed wejściem na jedną skałkę długo stałem i rozmyślałem, czy nie lepiej zawrócić.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/146.JPG

Za tą skałką było takie cyrkowe przejście, że długo stałem i rozmyślałem p. wyżej. Dobrze, że moja Żona tego nie widziała, bo bym oberwał!! Ale polazłem dalej. Już nie stałem długo i nie rozmyślałem  p. wyżej.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/135.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/136.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/137.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/141.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/142.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/143.JPGpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/144.JPG

Gdy jednak zaczęło grzmieć i zrobiło się późne popołudnie doszedłem do wniosku, że przygoda na Piku Lubwi już          wystarczy.
Poza tym nie miałem przy sobie namiotu, śpiwora itd. Woda była, ale zimna. Odtrąbiłem powrót i ok. 21.30 byłem w schronisku.
Po drodze podumałem chwilkę w kilku świętych miejscach Buriatów (np. w lasku z pniami owiniętymi wstążkami).

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/148.JPG

Piątego dnia wróciłem do Irkucka.
Dojrzałem w końcu do spotkania z Bajkałem. Obładowany jak zwykle, ruszyłem na Wyspę Olchon. Oczywiście marszrutka, czekanie w upale na odjazd itp.
Jechaliśmy tylko 7,5 godziny.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Pik_Lubwi/150.JPG

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/49.jpg

Od Andrzeja z polskiego Konsulatu miałem namiar na p. Tamarę Bieriezowską, która za godziwe pieniądze (150 rubli za dobę) udziela gościny w stolicy Olchonu - Chużir. Zostałem bardzo ciepło przyjęty, choćby dlatego, że 10 minut przed moim przybyciem dotarł do jej domu prąd. Po 20 latach walki z wiejskim generatorem, który częściej był zepsuty, niż pracował. Jeszcze tego samego wieczora, po ulokowaniu się w domu jej syna Aleksandra pojechaliśmy kąpać ich psa - owczarka kaukaskiego nr 1 na liście niebezpiecznych psów. (Wg niektórych w 5 sekund zabija człowieka.)
My się zimy (i piesków) nie boimy, więc wziąłem aktywny udział w tej imprezie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/50.jpg

Aby ochłonąć po tych wrażeniach, po raz pierwszy w życiu zostałem morsem. Otóż woda Bajkału nie należy do zbyt ciepłych (prawdę powiedziawszy jest zimna jak cholera - niczym roztopiony lód). W trzy sekundy po zanurzeniu stóp człowiek czuje lekkie mrowienie, następnie kłucie tysięcy igiełek, a w 8. sekundzie nie czuje już nic. Nie ma stóp.
Dalszym etapem jest utrata łydek, kolan itd.
Posłuchałem rady p. Tamary i zanurzyłem się cały w pięknych wodach Bajkału. Ulga była natychmiastowa: przestałem istnieć.
Jakimś sposobem wynurzyłem się i znowu zanurkowałem. Super!!!

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/51.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/52.jpg


O samym Bajkale i Wyspie Olchon nie będę pisał. To trzeba samemu przeżyć. Nie tylko zobaczyć.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/58.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/59.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/53.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/54.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/56.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/60.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/61.jpg


Szczególnie polecam wyprawy z Aleksandrem, który zabierze Was swoim busem w takie miejsca, gdzie nie docierają normalne wycieczki.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/62.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/63.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/64.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/65.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/66.jpg

Z takich normalnych miejsc warto zajrzeć do muzeum w Chużir, gdzie znajduje się m.in. motocykl, który 2 lata leżał w Bajkale. Po wydobyciu i osuszeniu służył właścicielowi jeszcze długi czas.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/67.jpg

Wybrałem się również na wschodni brzeg Olchonu, w miejsce, z którego 500 metrów dzieliło mnie od największej głębi Bajkału 1637 metrów. Po tej stronie wyspy woda była jeszcze zimniejsza. I tutaj musiałem zanurzyć swoje boskie cielsko.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/68.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/69.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/70.jpg

Po drodze nasza mała grupka, której przewodnikiem był Andrzej z Konsulatu dotarła do góry Żima (1274m n.p.m.)
- siedziby duchów i bóstw.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/71.jpg

Już zmierzchało, gdy znalazłem się na szczycie jednego ze wzniesień górujących nad Olchonem.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/72.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/73.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/74.jpg

Następnego dnia spotkałem dwójkę niesamowitych ludzi z Wrocławia.
Anka i Robert wracali z Władywostoku do Polski na BMW R 1150 GS.
Nie będę przytaczał ich opinii o tym moto, bo obiecałem kiedyś mojej Babci, że nie będę używał brzydkich wyrazów. Określenie pedalski było najłagodniejsze.
Kiedyś BMW oznaczało Będziesz Miał Wydatki, ew. Bardzo Majętny Wieśniak.
Okazuje się, że oznacza jeszcze jedno: Bardzo Mierny Wynalazek.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/76.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/75.jpg

Trzeba było wracać do Irkucka.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/77.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/78.jpg

Zamieszkałem u Andrzeja Raffiego, jednego z motonitów, człowieka o wielkim sercu i wspaniałej rodzinie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/79.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/80.jpg

Pewnej soboty wyjechaliśmy do Wierszyny po motocykl. Było nas czterech: Andrzej i Andriucha, Dima i ja. Jechaliśmy samochodem Dimy. W Domu Polskim spotkaliśmy grupę młodych ludzi z Trójmiasta i po całonocnych dysputach, ok. 4 nad ranem poszliśmy lulu. (Gdyby ktoś z tej grupy mógł się do mnie odezwać, byłbym bardzo rad.) Sen trwał całe 3,5 godziny. Potem Dima zabrał się za MW.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/81.jpg

Do Irkucka wracaliśmy w następującym składzie: Dima w koszu, Andrzej i ja na moto.
Tylko dwa razy w życiu złapałem gumę. Ten drugi raz miał miejsce oczywiście w drodze z Wierszyny, ok. 40km od Irkucka. Tam motorek dostał się w ręce Pawła i Aleksieja, którzy doprowadzili do tego, że w końcu miałem ładowanie.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/82.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/83.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/84.jpg

W trakcie pożegnalnego spaceru po Irkucku natknąłem się na zniszczoną cerkiew. Odbudowuje ją Ojciec Komarnicki, którego rodzice pochodzą z zachodniej Ukrainy.
Bardzo się ucieszył, że jestem Polakiem. Długo rozmawialiśmy, mogłem zapoznać się ze szczegółowymi planami świątyni, jak i programem jej odbudowy.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/86.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/85.jpg

Na koniec spotkałem się z p. Ignacym Sendą, który na ulicy K. Marksa prowadzi Towarowy Dom Polski. Dzięki jego pomocy i życzliwości udało się w końcu uzyskać odpowiednie kwity celne i mogłem wracać na motocyklu do domu.
Jeszcze raz dziękuję Ci, Ignacy, że zechciałeś nie tylko mi pomóc, ale również poświęciłeś dla mnie - obcego przecież człowieka - tyle swojego cennego czasu - praktycznie cały dzień!
Który polski biznesmen zdobyłby się na coś takiego?
Dziękuję!!
Obok siedziby Ignaca znajduje się Dom Oficera i Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z wieloma różnymi - większymi i mniejszymi eksponatami.
Natomiast dosłownie naprzeciwko - o ironio!! - można zatopić wąsiska w zimnym, czeskim piwie - w knajpie U Szwejka (Haszek przebywał przez pewien czas w Irkucku).
Szwejk pękłby chyba ze śmiechu, gdyby siedząc w swojej knajpie miał widok na armaty, czołgi i inne takie instrumenty.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/87.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/88.jpg

Dla tych, których zmorzy na dalekiej Syberii tęsknota za domem, albo poczuje się niczym bohater Procesu Kafki - bezsilny w zderzeniu z rosyjską biurokracją - jest to wyborne, lecznicze wprost miejsce. Taki trochę śmiech przez łzy, ale jak pomaga!

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/89.jpg

Ostatnie zdjęcie w Irkucku zrobiłem tak, jak w ubiegłym roku - pod pomnikiem Lenina na Alei Lenina.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/90.jpg

Irkuck żegnał mnie deszczem, zimnem i wiatrem.
W takiej scenerii dojechałem do Krasnojarska. Po drodze kopara co i rusz opadała z wrażenia. Jeżeli Rosjanie w takim tempie będą budować swoje drogi, to za dwa lata moje opowieści o błocie itp. będą brzmiały jak bajki. Tempo jest niesamowite! Nadal są, oczywiście odcinki strasznej drogi, ale większość trasy jest OK.
W Krasnojarsku postanowiłem wprowadzić lekkie novum do planu podróży. Nie słyszałem jeszcze o kimś, kto ruskim zaprzęgiem wracałby do Polski autostopem. Trzeba zatem spróbować.
A więc - od Krasnojarska jechaliśmy z moją Emulą jak paniska starym Kamazem. Znowu dzięki życzliwości i niespotykanej nigdzie poza Rosją bezinteresowności.
Iwan i Sieroga.
Dziękuję

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/91.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/92.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/93.jpg

W Nowosybirsku poprosiłem obcego faceta z ulicy, aby zadzwonił do Siergieja Kotowa na komórkę i powiedział mu, że potrzebuję pomocy. Siergiej był motocyklistą figurującym na mojej help-liście z Internetu. Byłem dla niego takim samym znajomym gościem, jak ludek z Marsa.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/94.jpg

Po kilkunastu minutach zdejmowaliśmy Emulę z Kamaza.
Ponownie miałem nocleg za darmo u obcych ludzi, zwiedzałem Nowosybirsk, a sprężynki i trybiki machiny o nazwie znajomości szukały dla mnie transportu do Moskwy.

I tak m.in. odwiedziłem maleńką cerkiewkę znajdującą się na Prospekcie Lenina. Została wybudowana w miejscu będącym geograficznym środkiem dawnego Imperium Romanowych. W cerkwiach nie wolno robić zdjęć. Przedstawiam widok jej wnętrza:

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/95.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/96.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/97.jpg

Niedaleko od tego miejsca Prospekt Lenina rozszerza się i staje się Placem Lenina. Na nim - oczywiście - olbrzymi pomnik Iljicza, po jego prawicy kolesie czekiści, po lewej facio i kobitka z gałązką oliwną (byli na saksach w Hiszpanii?). Sądząc po stylu dostawili ich kilka ładnych lat później. W tle sala Teatru i Filharmonii na - bagatela - 10tys. ludzi (jedna z większych w Rosji). Nowosybirsk oficjalnie liczy ok. 2 milionów mieszkańców.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/98.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/99.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/100.jpg

Z ciekawostek odkryłem Park Pamięci (?), w którym umieszczono pomniki bojowników o Władzę Rad na tym terenie
oraz ścianę pamięci.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/102.jpg

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/101.jpg

Po kilku dniach motorek był na pace, a ja jechałem w kabinie MAN-a, którego kierowcą był Sława.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/103.jpg

Wraz z nami jechały dwa Kamazy. Spędziłem z nimi blisko tydzień. Po drodze mijaliśmy rozległe stepy, naprawialiśmy rozerwane opony, zgubiliśmy poduchę amortyzatora, zawitałem do egzotycznej Samary, piłem wodę wypływającą ze skał i jadłem brzoskwinie kupowane u przydrożnych sprzedawców za śmieszne pieniądze. Były olbrzymie pola słoneczników, most na ogromnej Wołdze i wiele ruin zniszczonych cerkwi.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/104.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/105.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/107.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/108.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/109.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/110.jpg

W końcu - Moskwa.
Ostatnie 60 kilometrów jechałem z Wową w starym Kamazie.
Tej jazdy nie zapomnę nigdy. W MAN-ie prawie nie słyszy się silnika. Tu silnik jest w tobie.
Każdy fragment ciała drży i wibruje w rytm pracy tłoków. Każda zmiana biegów zmienia twoje życie. Bez czytania książek od razu wiadomo, na czym polega praca sprzęgła i skrzyni biegów. Gdzie są tarcze sprzęgłowe, co to jest docisk, które zębatki zazębiają się i dlaczego.
I do tego kierowca, który pali prawie non-stop stare, dobre, nieśmiertelne Białomory. Jako bierny palacz wypaliłem tyle tych papierosów, że rano byłem na lekkim haju. (Nigdy w życiu nie miałem papierocha w pysku). Radio + odtwarzacz kaset podłączone na kabelki leżały przy szybie, takoż głośnik, który chrypiąc usiłował przebić się przez ryk silnika i świst wiatru w nieszczelnych drzwiach. Oprócz chrypienia, z głośnika dobiegało coś w rodzaju rosyjskiego dysko-polo.
Na zewnątrz noc, jedziemy bez przerwy już 20 godzin, drogi mniej, lub bardziej dziurawe, z naprzeciwka wylatują z czerni nieoświetlone maszyny. Czasami przysypiam skulony na stalowym krześle obitym płótnem, a każdy wykrot budzi mnie potężnym kopniakiem w kręgosłup...
A z tyłu 20 ton
Gdyby Ryszard Wagner był na moim miejscu, stworzyłby suplement do swojej tetralogii. Fragment jego twórczości wykorzystany przez genialnego Coppolę w Czasie Apokalipsy - słynny atak śmigłowców - to pikuś. Tu przeżywasz to na żywca!
Motorek stanął na moskiewskiej ziemi ok. 14.00 Chciałem wyruszyć do domu następnego dnia rano, więc spałbym po staremu w MAN-ie. Jednak jeden z kierowców ciężarówki, który zabierał część towaru z mojego TIR-a zaprosił mnie do siebie na nocleg.
Po tylu dniach podróży mogłem wykąpać się w ciepłej wodzie. Rankiem Aleksandr wsiadł ze mną na MW i wyjechaliśmy z Moskwy na drogę w kierunku Rygi. Tam pożegnał się ze mną i autobusem wrócił do domu. Bez jego pomocy długo krążyłbym po stolicy Rosji.
Dziękuję, Aleks.

pliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/112.jpgpliki/Strona/Strony/Podroze/Daleko_od_domu/Motocyklowy_autostop/113.jpg

Na granicy rosyjsko-łotewskiej trafiłem na rudą małpę, która tak długo kombinowała, aż udało jej się wyłudzić ode mnie 500 rubli łapówy (stargowałem z pierwotnego tysiąca).
Była to i tak niska cena za uzyskanie wolności.
Tegoroczny wyjazd kosztował mnie bardzo dużo nerwów (urzędy, biurwy, przepisy, a właściwie przepisy). Do dzisiaj na myśl o tym, że miałbym cokolwiek załatwiać w rosyjskim urzędzie dostaję ataku wściekłości i histerii.
Jednocześnie otaczała mnie stale tak olbrzymia doza dobroci, bezinteresowności, chęci pomocy i zrozumienia, że dzięki temu, dzięki tak wspaniałym ludziom, których ponownie było mi dane spotkać w Rosji - przeżyłem.

Dziękuję Wam wszystkim!


Wiadomości praktyczne:
Irkuck- noclegi itp.:
Zinaida Kukulska, ul. Lermontowa d. 265 kw. 35, 664033 Irkutsk (po polsku)
Rafikow Andriej, ul. Lermontowa d. 297 kw. 9 , 664033 Irkutsk, raff42@yandex.ru

Arszan:
Turisticzieskij cientr W mirie fantazji, Gostiewoj Dom Prijut Alpinista, Republika Burjatija, Kurort Arszyn,
ul. Bratjew Domysziewych d.8, [link]

Olchon:
666137 Irkutskaja Obłast, Olchonskij Rajon, posjołok Hużir, ul. Lienaja 26, Kopiliew Aleksandr Michałowicz

Polska:
Romuald Koperski: syberiatravel.pl, syberia@syberiatravel.pl
artpol.gda.pl
kobi-sklep.pl – super ciuchy itp. na moto (tanio i dobre)