Tannenberg.
Rosjanie nie byli przygotowani do rozpoczęcia działań wojennych, ulegli jednak prośbom Francuzów o utworzenie drugiego frontu. Po raz kolejny nad realistycznym myśleniem wziął górę stary, rosyjski brak poszanowania ludzkiego życia według zasady: „ Ludiej u nas mnogo” i po raz kolejny wielotysięczne masy żołnierskie potraktowano jak przysłowiowe „ mięso armatnie.” Słabo rozwinięty przemysł rosyjski nie był zdolny zapewnić odpowiedniego wyposażenia- dotyczyło to nie tylko broni i amunicji, ale także umundurowania, w tym butów. Nie pomyślano o zabezpieczeniu odpowiedniej ilości wyżywienia dla tak wielkich armii, przez co żołnierze byli po prostu głodni. Kolejną bolączką był transport kolejowy potrzebny do przemieszczania oddziałów: do dzisiaj rozstaw szyn w Rosji różni się od reszty Europy, co ma kapitalne znaczenie w przypadku obrony, ale jest katastrofą w wypadku ofensywy. Od granicy rosyjsko- pruskiej kolej zastąpić musiały konie poruszające się z trudem po podrzędnych, kiepskiej jakości drogach, podczas gdy przeciwnik mógł szybko przemieszczać swoje oddziały z jednego skrzydła na drugie bez ich zmęczenia długotrwałymi marszami( wg. historyków jeszcze przed właściwą walką właśnie w ten sposób utracono ok. 25% wartości bojowej 2 Armii gen. Samsonowa). Kolejnym błędem Rosjan był brak komunikacji nie tylko między poszczególnymi jednostkami, ale między dowództwem obu armii; ponadto meldunki i rozkazy były przekazywane w formie niezaszyfrowanej(!!), przez co Niemcy doskonale znali plany i ruchy przeciwnika. Z kolei wywiad rosyjski zawiódł na całej linii głównie z winy generalicji- na przykład gen. Rennenkampf posiadając olbrzymią kawalerię nie wykorzystał jej mobilności do śledzenia ruchów nieprzyjaciela. Gdyby tak uczynił przekonałby się, że ma przed sobą tylko kilka oddziałów z przerzuconej koleją na południe armii niemieckiej. Właśnie ta pokerowa zagrywka Niemców zadecydowała o losach kampanii pruskiej. Wiedzieli oni z przechwyconych rozkazów rosyjskich o tym, że Armia Niemen nie ma zamiaru atakować, a Armia Narew prze do przodu, więc skierowali wszystkie siły przeciwko gen. Samsonowowi. Ten zaś sądził, że ściga rozproszone przez gen. Rennenkampfa w bitwie pod Gumbinnen spanikowane resztki armii niemieckiej. Gdy oficerowie sztabowi zwrócili mu uwagę na niebezpieczeństwo otoczenia spowodowane nadmiernym wysuwaniem się jednostek czołowych na północny- zachód, gen. Samsonow zaproponował swemu zwierzchnikowi- gen. Żylińskiemu, dowodzącemu Frontem Północno- Zachodnim zwolnienie tempa natarcia. Ten zarzucił mu tchórzostwo i kategorycznie rozkazał kontynuowanie„ pościgu” opierając się na fałszywych informacjach gen. Rennenkampfa o działaniach ofensywnych Armii Niemen. Większość historyków uważa, że wspomniany dowódca frontu ponosi główną odpowiedzialność za klęskę Rosji w Prusach. W najważniejszych dniach kampanii bezczynnie przebywał w swej kwaterze w Białymstoku i dopiero przyjazd Wielkiego Księcia Mikołaja Mikołajewicza zmusił go do działania. Dopuścił do tego, aby obie podległe mu armie walczyły oddzielnie zamiast wykorzystać swoją przewagę liczebną nad przeciwnikiem. Nakazał gen. Rennenkampfowi podjęcie energicznych działań w celu pomocy armii gen. Samsonowa dopiero wtedy, gdy było już za późno; akceptował ponadto nietrafne decyzje tego ostatniego i zmuszał go do pościgu nie posiadając wiarygodnych informacji z frontu.
W tzw. okresie międzywojennym oficerowie obu walczących stron wydali szereg memuarów, a także książek na temat kampanii pruskiej 1914r. Dla wielu historyków najistotniejszymi są dwie prace: pierwsza, wydana w 1926 r., autorstwa sztabowca 8 Armii- Maxa Hoffmana pod tytułem „ Tannenberg, jak to naprawdę było” oraz druga, członka komisji gen. Pantelejewa badającej przyczyny klęski gen. Samsonowa, oficera rosyjskiego sztabu generalnego- gen. Noskowa . O ile Niemiec winą obarczał gen. Rennenkampfa, to jego adwersarz wskazywał na liczne błędy gen. Jakowa Żylińskiego. Co ciekawe obaj nie dokonują oceny dowodzenia gen. Samsonowa, chociaż to on był dowódcą pokonanej armii. Przecież jako doświadczony oficer winien był trzeźwo ocenić sytuację i przeprowadzając zagrożonymi flankami atak na skrzydła nieprzyjaciela, przy jednoczesnym wycofaniu centrum swego ugrupowania) poniósłby z pewnością duże straty, ale uratowałby większość armii.
Może kilka słów o samej bitwie i kampanii, która toczyła się od 17 sierpnia do 2 września 1914 r. na terytorium ówczesnych Prus. Jej nazwa została narzucona przez Niemców: otóż w ich historiografii zwycięstwo wojsk Jagiełły pod Grunwaldem znane jest jako „ Bitwa pod Tannenbergiem”. Zwycięstwo w okolicach Olsztynka nad armią rosyjską wykorzystano propagandowo jako rewanż za klęskę w 1410 roku. Nasi obecni przyjaciele zza Odry „ zapomnieli” jednak o tym, że tym razem stanęły przed nimi tylko wojska rosyjskie bez Litwinów i Polaków, czyli bez tych, którzy odegrali główną rolę w bitwie stoczonej blisko 500 lat wcześniej. To się jednak nie liczyło- najważniejszym był fakt zwycięstwa nad Moskalem niedaleko miejsca sromotnej porażki krzyżaków.
Pierwsze starcia miały miejsce w pobliżu Stalluponen, a następnie- 20 sierpnia pod Gumbinnen( obecny Gusiew w Okręgu Kaliningradzkim). Po ciężkich walkach dowódca wojsk niemieckich gen. Maximilian von Prittwitz und Graffon postanowił wycofać się za Wisłę, natomiast gen. Rennenkampf- do dzisiaj nie wiadomo dlaczego- nie ruszył za nim w pościg, aczkolwiek zdawałoby się, że zobowiązuje go do tego choćby nazwisko( Rennen- wyścigi, rennen- (po)pędzić i Kampf- walka). Generał Samsonow doszedł do wniosku, że opór Niemców został przełamany i ruszył na zachód, aby zająć całą prowincję. Decyzja niemieckiego generała wzbudziła w Berlinie olbrzymi niepokój- już wiele lat wcześniej szef Sztabu Generalnego gen. von Moltke pisał: „ Cały sukces na froncie zachodnim będzie daremny, jeśli Rosjanie wejdą do Berlina.” Z tego powodu zdymisjonowano zarówno gen. von Prittwitza, jak i jego szefa sztabu gen. Alfreda von Waldersee. Głównym mózgiem 8 Armii postanowiono uczynić energicznego, 49- letniego gen. Ericha Ludendorffa- niedawnego zdobywcę belgijskiej twierdzy Liege. Nie mógł on jednak zostać mianowany naczelnym dowódcą ze względu na brak czarodziejskiego „ von” przed nazwiskiem. Jeden z generałów służących u boku gen. von Moltke- gen. von Stein przypomniał sobie o liście, który otrzymał swego czasu od 67- letniego, emerytowanego gen. Paula von Beneckendorff und Hindenburg: „ Nie zapomnij o mnie, jeśli w zależności od wydarzeń byłby potrzebny gdziekolwiek dowódca.” A właśnie pilnie był potrzebny człowiek o stalowych nerwach, bardzo przydatnych po panice wywołanej w wojskach niemieckich przez decyzje gen. Prittwitza i taką właśnie osobą był gen. von Hindenburg( poza tym zauważyliście sami, że obok von miał jeszcze und!!) Po wojnie jeden z jego sztabowców, późniejszy gen. Max Hoffmann w następujący sposób opisywał waleczność swego szefa: „ W tym oto miejscu feldmarszałek spał przed bitwą, tu właśnie spał po bitwie, a tutaj spał podczas bitwy.” Hoffmann był znany nie tylko ze swej złośliwości, ale i z tego, że w swoich pamiętnikach „ Wojna niezrealizowanych możliwości” starał się zmniejszyć rolę obu generałów przypisując jedynie sobie chwałę zwycięstwa. Jak to mówią: „ Zwycięstwo ma wielu ojców, klęska zaś jest samotną sierotą”.
Osobą, która najwięcej „ zyskała” na tej bitwie był Paul von Beneckendorf und Hindenburg. Dlatego pozwolę sobie napisać dosłownie kilka zdań na jego temat- a wierzcie mi, że jego bibliografia, aby nie użyć określenia hagiografia obejmuje kilka kilometrów regałów zapełnionych opasłymi tomami.
Jego przodkowie z rodu Beneckendorf wywodzili się od rycerzy krzyżowych, którzy osiedlili się w Prusach, a nazwisko Hindenburg było następstwem związków małżeńskich w XVIII wieku. Urodzony 2 października 1847 roku w Poznaniu wychował się w majątku ziemskim swoich dziadków w Ogrodzieńcu w d. Prusach Wschodnich( można powiedzieć, że bitwa pod Tannenbergiem była bitwą o jego dom rodzinny.) Hindenburg nie odznaczał się zbytnimi zdolnościami dowódczymi, natomiast jego najbardziej cenną cechą była niesłychana wytrzymałość nerwowa, pozwalająca mu przetrzymać najcięższe kryzysy powiązana z zadziwiającą u człowieka na tak wysokim stanowisku ciasnotą umysłową, uniemożliwiającą głębsze zrozumienie sytuacji. Istotą powodzenia Hindenburga była niepospolita umiejętność dobierania wybitniejszych od siebie doradców np. Ludendorffa, wyzyskiwania ich talentów, a następnie bezwzględnego pozbywania się ich, gdy stawali się niewygodni, przy jednoczesnym starannym unikaniu podejmowania własnych odpowiedzialnych decyzji. Wielu ludzi zdawało sobie sprawę z niskiej inteligencji i nielojalności Hindenburga, jednak zachowywano to w tajemnicy i podtrzymywano jego autorytet, by nie kompromitować najwyższego rangą i prestiżem wodza niemieckiego symbolizującego „nieugiętość niemieckiego narodu”. W tym sensie jego autorytet stanowił kwintesencję militaryzmu niemieckiego jako zjawiska społecznego. Hindenburg piastował funkcję szefa sztabu generalnego do końca wojny ciesząc się sławą marszałka, który powstrzymał nawałę rosyjską idącą na Europę. W 1914 roku kierował ewakuacją ludności cywilnej z Prus Wschodnich, przez co zyskał miano jej wybawiciela. Wdzięczność przerodziła się z czasem w bałwochwalcze uwielbienie, co owocowało nadawaniem mu tytułów honorowego obywatela, stawianiem pomników, tablic pamiątkowych itp., itd.
25 kwietnia 1925 liczący już 78 lat feldmarszałek Hindenburg został wybrany na prezydenta Rzeszy. Umożliwił dojście do władzy faszystom, zatwierdzając w 1933 Adolfa Hitlera na stanowisko kanclerza Rzeszy.
Zmarł 2 sierpnia 1934 roku w wieku 87 lat w chwale jednego z największych bohaterów narodowych Niemiec. Franz von Papen- były kanclerz Rzeszy i wicekanclerz przy Adolfie H. tak napisał w swoich pamiętnikach:” Śmierć Hindenburga usunęła ostatnią przeszkodę na drodze Hitlera do objęcia całkowitej, niepodzielnej władzy”.
Wracajmy na pole bitwy:
sztab niemiecki podjął decyzję o uderzeniu na rosyjską 2 Armię gen. Samsonowa wszystkimi siłami wzmocnionymi dodatkowo korpusami generałów Aleksandra von Mackensena( na zdjęciach i filmach z wielką, futrzaną czapą) i von Belowa, czyli praktycznie całością wojska stojącego naprzeciw Armii Niemen. Zdecydowano się na ten ryzykowny, by nie powiedzieć ryzykancki manewr( niebezpiecznie osłabiający północne rubieże) dzięki nieprawdopodobnie szczęśliwych dla Niemców zbiegów okoliczności. Otóż 24 sierpnia odnaleziono przy poległym oficerze rosyjskim rozkaz operacyjny gen. Samsonowa przesuwający kierunek uderzenia o ok. 30 km na zachód. Tego samego dnia przechwycono dwie nieszyfrowane(!!) depesze rosyjskie: z jednej wynikało, że armia gen. von Rennenkampfa nie rozpocznie forsownych marszów w celu połączenia się z 2 Armią, przez co tyły niemieckie pozostaną niezagrożone oraz drugą, w której gen. Samsonow rozkazywał swym wojskom pościg za pokonanym jego zdaniem nieprzyjacielem. Następny ranek nie był tak pomyślny dla Niemców: dowództwo 8 Armii zostało zaalarmowane meldunkiem lotnika o ruchach armii Niemen w kierunku ugrupowań niemieckich. Gen. Ludendorf wpadł w panikę i chciał odwołać rozkaz ataku na Rosjan, jednak „ Siła spokoju”, czyli von Hindenburg( widocznie lekko zaspany) nie dopuścił do tego. Jak się okazało decyzja dzielnego śpiocha była słuszna: walki trwające przez cały dzień 25 sierpnia doprowadziły do faktycznego zniszczenia prawego skrzydła armii gen. Samsonowa. Najgorsze dla Rosjan było jednak to, że o klęsce i wycofaniu z walki VI Korpusu, jego dowódca- gen. Błagowieszczenski nie zawiadomił sąsiednich wojsk, tj. II i XIII Korpusu narażając całą 2 Armię, a szczególnie oddziałów wysuniętych najbardziej do przodu na pewne okrążenie. Tchórzostwo i niezdyscyplinowanie dowódców rosyjskich najlepiej scharakteryzował Bolesław Zawadzki z Wojskowego Biura Historycznego: „ Całe to zachowanie się dowódcy VI Korpusu, kwalifikujące się właściwie pod sąd wojenny jest na równi z działalnością dowódcy I Korpusu jaskrawym dokumentem wartości moralnej generalicji rosyjskiej.” I dalej: „ Brak woli, inicjatywy, oceny położenia i poczucia odpowiedzialności za otrzymane zadanie, cechujące bez wyjątku wszystkich wyższych dowódców rosyjskich biorących udział w tej operacji stanowił jedną z głównych przyczyn tak rzadkiej w dziejach wojen zupełnej klęski 2 Armii.”
Losy bitwy rozstrzygnęły się 28 sierpnia, gdy gen. Samsonow popełnił kolejny błąd: opuścił punkt dowodzenia w Nidzicy, by udać się do dowództwa XV Korpusu, przez co- w decydującej fazie bitwy- utracił możliwość kontaktu z pozostałymi jednostkami. Rozkaz odwrotu wydał za późno- dopiero wieczorem- i jak było do przewidzenia oba przednie korpusy rosyjskie zostały otoczone. 29 sierpnia do niewoli dostał się gen. Martos( dowódca XV Korpusu), jego wojska zostały wybite, bądź poddały się na północ od Nidzicy. Tamże zakończyli walkę żołnierze XIII Korpusu, którego dowódca- gen. Klujew wraz z nielicznymi pozostałymi przy życiu podwładnymi poddał się Niemcom 30 sierpnia. Tego też dnia gen. Rennenkampf na wyraźny, zdecydowany rozkaz gen. Żylińskiego wysłał symboliczną pomoc gen. Samsonowi w postaci II i IV Korpusu, ale te już po 24 godzinach wycofały się na pozycje wyjściowe. Było po prostu za późno na jakąkolwiek pomoc.
Na temat śmierci generała Samsonowa w lasach pod Wielbarkiem krążą dwie wersje: jedna- bardziej legendarna, według której popełnił samobójstwo( strzelając sobie w skroń z pistoletu) w pobliżu obecnej leśniczówki Karolinka i druga, że zmarł na zawał serca( przed powołaniem na dowódcę 2 Armii leczył się z powodów kardiologicznych), co potwierdziły badania przeprowadzone w czasie ekshumacji zwłok w 1915 r., kiedy nie stwierdzono śladów kuli.
Ponieważ ciała rosyjskich żołnierzy rozrzucone były na powierzchni wielu kilometrów kwadratowych, dopiero w pierwszych dniach września 1914 roku znaleziono zwłoki niezidentyfikowanego oficera z pięknie wykonaną i zdobioną szablą oraz złotym zegarkiem z medalionem. Rok później żona generała, Maria Fiodorowna Samsonow rozpoznała rzeczy męża, odnalazła miejsce jego tymczasowego pochówku, by w końcu uzyskać zgodę władz niemieckich na ekshumację i transport zwłok do Rosji. Niemcy postawili w miejscu śmierci generała pomnik z napisem: „ Generał Samsonow, przeciwnik Hindenburga w bitwie pod Tannenbergiem, poległ 30. 08. 1914.”
Do wielbarskich lasów przybywają obecnie spore rzesze ludzi- nie są to jednak wielbiciele nieszczęsnego generała, lecz… poszukiwacze skarbów znęceni wizją odnalezienia legendarnej kasy Armii „ Narew”. Biegają po lasach z wykrywaczami metalu w dłoniach i błyskiem w oczach zamglonych wizją wydobycia spod ziemi fortuny w postaci wielkiego sejfu wypełnionego wypłatą dla 150 tysięcy żołnierzy w wysokości- bagatela- 5 milionów rubli w złocie.
Niestety mam dla nich smutną wiadomość: skarbu nie ma.
Przynajmniej nie w takiej postaci, o jakiej marzą po nocach. Otóż wprawdzie dbając o morale żołnierzy co tydzień wypłacano im żołd w złotych monetach, ale aby nie kusić losu w postaci ludzi z Mission Impossible, czy też innego Gangu Olsena podzielono kasę na najmniejszy nawet korpus, przez co dzisiejsi ewentualni odkrywcy jeśli nawet trafią na„ wypłatę”, to nie będzie to olbrzymia„ kumulacja”. W dodatku już w trakcie walk w sierpniu 1914 r. Niemcom udało się przejąć znaczną część porzuconych, bądź ukrytych pośpiesznie kas. Dane źródłowe mówią o kilku takich przypadkach: 5 sierpnia żołnierze 59 Regimentu Piechoty znaleźli w piwnicy młyna we wsi Kisin rannego oficera rosyjskiego, a przy nim 70 000 rubli w złocie; 27 sierpnia oddziały 35 Dywizji Piechoty z XVII Korpusu wydobyły w Dźwierzutach kasę, w której było 200 000 rubli w złocie; 29 sierpnia koło Muszak odkryto 32 000 rubli w złocie; we wsi Małga kowal znalazł w lesie ukrytą kasę również ze złotymi rublówkami. Ostatnie „ oficjalne” poszukiwania trwały przez kilka miesięcy 1935 roku: pod czujną opieką żandarmów prowadził je niejaki Mroczek, były żołnierz carskiej 2 Armii chwalący się tym, że zakopał w sobie znanym miejscu kasę pułkową. Miał otrzymać tzw. „ znaleźne” i albo rzeczywiście nic nie znalazł, albo po całonocnych obliczeniach wyszło mu, że 100%, to jednak więcej niż 25%…
Największą kasę,( w której znajdowały się złote 3 i 5-cio rublówki dla armijnej „ wierchuszki”) pilnował specjalny oddział Kozaków Dońskich będący strażą przyboczną gen. Samsonowa. Tygodniówka generała jest na całym świecie wyższa od tygodniówki szeregowego, przez co i kasa „ sztabowa” posiadać musiała odpowiednie gabaryty i zawartość. Legenda głosi, że Kozacy ukryli ją u boku swego generała pod największym dębem, co byłoby o tyle dziwne, iż zwłoki oficera odnaleziono leżące w lesie niepochowane. Na niekorzyść tej wersji świadczy i to, że z oddziału liczącego początkowo 150 oficerów i żołnierzy została przy życiu nieliczna grupa, przez co do podziału zostało mniej „ chętnych” będących dodatkowo w odległości tylko 10 km od rosyjskiej granicy. Jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę fakt, że Niemcy często napotykali resztki kas porzuconych przez Rosjan i przez nich okradzionych…
W przypadku, gdybym się jednak mylił, to nie odmówię przyjęcia dowodów rzeczowych w postaci choćby małej skrzyneczki z odpowiednią zawartościąJ
Śmierć generała Samsonowa jest jakby symbolem zagłady jego 150 tysięcznej armii: następnego dnia- 30 sierpnia nastał dla Niemców „ dzień żniw”, jak to określił von Hindenburg- do niewoli szły tysiące rosyjskich żołnierzy. Aby ich przetransportować do obozów jenieckich w głębi Niemiec potrzeba było 60 pociągów wyruszających na zachód dzień i noc przez wiele dni.
Na jednym z poniższych zdjęć widać dwóch młodych „ Huzarów śmierci” z koszar w moim rodzinnym Gdańsku pilnujących rosyjskich jeńców:
Jak zwykle bywa w takich sytuacjach obie strony podają inne dane: wg. zwycięzców na obszarze walk pochowano 6739 Rosjan, wzięto do niewoli 93 245, w tym 15 generałów, 1830 oficerów i 91 400 żołnierzy oraz zdobyto 350 dział. Tymczasem Rosjanie oceniają swoje straty na 7000 zabitych, 20 000 rannych i ok. 30 000 wziętych do niewoli. Np. na teren Rosji przebił się XIII Korpus liczący ponad 3000 żołnierzy, XV Korpus zdołał ocalić ponad 7000 ludzi, 2 Dywizja Piechoty wyprowadziła 6077 ludzi itd. Ponadto strona rosyjska posiadała 272 armaty i haubice, z czego część zdołano uratować z okrążenia, więc jakim sposobem w ręce Niemców mogło wpaść aż 350 dział?
Bitwy nie przegrali żołnierze, tylko ich dowódcy, których zabrakło już rankiem 29 sierpnia, podczas gdy zacięte walki toczyły się jeszcze dwa dni. Na przykład 29 sierpnia w trakcie walk w okolicach wsi Waplewo i Witramowo niemiecka 41 Dywizja Piechoty poniosła znaczne straty i otrzymała rozkaz odwrotu- straty ocenia się na ok. 2500 zabitych i rannych( w tym zabity dowódca pułku), nieprzyjaciel zdobył 13 dział, zaś 30 sierpnia oddziały I Korpusu pod dowództwem gen. Sirellusa odbiły Nidzicę. Takich przykładów było więcej.
Po stronie rosyjskiej notowano liczne przypadki niesubordynacji wyższych oficerów, jak choćby wielokrotnie wymienianego gen. von Rennekampfa, czy gen. Błagowieszczeńskiego, który 29 sierpnia odmówił wykonania rozkazu gen. Samsonowa wsparcia walczących na zachodzie Korpusów XIII i XV. Co gorsza, skierował 16 Dywizję na wschód od 4 Dywizji, co wykluczało wspieranie się w przypadku zaatakowania jednej z nich przez nieprzyjaciela. Otoczonym wojskom rosyjskim zabrakło odważnego i myślącego dowódcy, który wyprowadziłby większość żołnierzy( ze znacznie mniejszymi stratami) z okrążenia, a kto wie, czy nie doprowadziłby do zwycięskiego kontrataku? Konsekwencje klęski spadły na dowódców rosyjskich, którzy uniknęli niewoli. Jeszcze w trakcie trwania walk gen. Samosnow usunął ze stanowiska dowódcę I Korpusu, gen. Artamanowa, który bez żadnego uzasadnienia( !) nie tylko, że rozpoczął odwrót 27 sierpnia, ale i złożył fałszywe meldunki o położeniu swej jednostki. Dowódca VI Korpusu gen. Błagowieszczenski za nieudolne działania z 26 sierpnia został usunięty rozkazem dowódcy Frontu Północno- Zachodniego, gen. Kondratowicz, dowódca XXIII Korpusu został pozbawiony dowodzenia swymi oddziałami za ich porzucenie w czasie bitwy, gen. Komarow, dowódca 4 Dywizji Piechoty z VI Korpusu został usunięty ze swego stanowiska za nieudolność podczas walk 26 sierpnia, gen. Sirelliusa, dowódcę 3 Dywizji Piechoty Gwardii, a następnie I Korpusu usunięto za wycofanie się z Nidzicy 31 sierpnia. Nie bez znaczenia było i to, że o stan carskiej armii „ troszczył się” niejaki pan generał Władimir Aleksandrowicz Suchomlinow szczycący się tym, że od 1877 roku nie miał w ręce jakiegokolwiek militarnego opracowania… Oto jego krótka charakterystyka opisana w Wikipedii:
„Był faworytem cara Mikołaja II i carycy Aleksandry Fiodorowny. Ignorował Dumę (parlament rosyjski), czym powodował niezadowolenie posłów. Car popierał go w tych działaniach m.in. mówiąc: "Po co z nimi się pan kłóci – pan jest moim ministrem". Walczył z przewodniczącym Rady Ministrów W. M. Kowcowem i Mikołajem Mikołajewiczem( młodszym). Był skłócony z rządem, jednak car radził mu nie zwracać uwagi na to, co o nim mówią. W czasie wojny, kiedy wiosną 1915, na froncie nastąpił brak pocisków artyleryjskich i innego uzbrojenia, stan się zmienił. Jako główny oskarżający wystąpił Mikołaj Mikołajewicz (młodszy) – naczelny dowódca Armii Rosyjskiej. 13 czerwca 1915 został zdjęty ze stanowiska ministra wojny i pozostawiony jako członek Rady Państwa. 15 lipca 1915 pod wpływem opinii publicznej rozpoczęto śledztwo przeciwko niemu zarzucając zaniechanie, wykorzystywanie stanowiska służbowego, fałszerstwo i łapownictwo oraz zdradę państwa. 29 kwietnia 1916 aresztowany i osadzony w twierdzy Pietropawłowskiej w Piotrogrodzie. Mikołaj II próbował mu pomóc: 11 października 1916 został zwolniony z więzienia w twierdzy i osadzony w areszcie domowym. Po rewolucji lutowej 1917 wznowiono śledztwo. Przedstawiono zarzuty zdrady, braku działania i korupcji. Obwiniono go także o nieprzygotowanie sił zbrojnych Rosji do wojny. Został uznany za winnego nieprzygotowania armii do wojny i 20 września skazany na dożywotnią katorgę, zamienioną na karę więzienia i pozbawienie wszystkich praw. Po amnestii w związku z ukończeniem 70 lat, 1 maja 1918 zwolniony z więzienia wyjechał do Finlandii, a potem do Niemiec.”
Gdyby w tej informacji zmienić nazwiska, daty i miejsca, to wypisz- wymaluj- ujrzelibyśmy Polskę dnia dzisiejszego, prawda?
Konsekwencje tzw. Pierwszej Bitwy Mazurskiej były katastrofalne dla całej Europy.
Car poniósł olbrzymie straty wśród zawodowej kadry oficerskiej, w większości weteranów wojny 1904- 1905 i zagorzałych monarchistów. Armia rosyjska ze względu na to, że szkoły oficerskie świeciły pustkami nie była w stanie uzupełnić tych braków, przez co masy żołnierskie były bardziej podatne na niekontrolowany i destrukcyjny wpływ idei bolszewizmu. Jak to się skończyło wszyscy niestety wiemy…
Z kolei Naczelne Dowództwo w Berlinie podjęło nieprzemyślaną decyzję o przesunięciu z frontu zachodniego do d. Prus dwóch korpusów i dywizji kawalerii w momencie, gdy czołowe oddziały niemieckie znajdowały się już w odległości 70 km od Paryża. Zgodnie z przewidywaniami gen. Ludendorffa nie wzięły one udziału w bitwie( po prostu nie dotarły na czas), natomiast zabrakło ich w decydującej I bitwie pod Marną( 6- 12 września 1914r.), gdzie załamała się niemiecka ofensywa na Paryż i wojska cesarskie zmuszone zostały do odwrotu na północ od rzeki Aisne. Kto wie, czy koniec I wojny światowej nie nastąpiłby jeszcze we wrześniu 1914 po zdobyciu Paryża… Na froncie zachodnim rozpoczął się trwający trzy lata statyczny okres wojny, okres walk „ na wyniszczenie”, co szybko doprowadziło do wybudowania całego systemu okopów ciągnących się od Kanału la Manche do granicy ze Szwajcarią. Końcowym efektem był początek końca Rzeszy Niemieckiej.
Podsumowując: była to jedna z tych wygranych bitew w historii Europy, która nie tylko, że nie przyniosła zwycięstwa w wojnie, ale można nawet powiedzieć, że była jednym z powodów jej przegrania.
Pewien tchórzliwy kapral ze śmiesznym wąsikiem przyjechał z frontu do Monachium pełen gniewu i poczucia zdrady. Podobne uczucia charakteryzowały wielu Niemców, dzięki czemu łatwiej było mu wśród nich znaleźć posłuch. Jak to się skończyło niestety wiemy…
Wspomniane wyżej nastroje w Niemczech były jednym z motywów, którymi kierował się Związek Weteranów Prus Wschodnich ogłaszając w 1919 r. pomysł uczczenia niemieckiego zwycięstwa odpowiednim monumentem, dla którego wybrano miejsce w okolicach Stębarka. Pięć lat później powstał komitet budowy pomnika pod kierownictwem gen. Hansa Kahnsa. 31 sierpnia 1924 r., w dziesiątą rocznicę bitwy feldmarszałek von Hindenburg w otoczeniu takich osobistości jak Ludendorff, Mackensen, Scholz, Fransois, Bellow, Goltz oraz Seeckt i przy aplauzie 60 tysięcy ludzi, głównie weteranów Wielkiej Wojny wmurował kamień węgielny. I tu mała ciekawostka: uroczystość miała miejsce w samym Olsztynku, a dopiero po kilku tygodniach zdecydowano o innej lokalizacji pomnika, co skutkowało przeniesieniem kamienia na obecne miejsce. O tzw. nerce wędrującej( łac.: Ren mobilis) słyszałem, ale o wędrującym kamieniu jeszcze nie. Dziwy, panie, dziwy…
W następnym roku ogłoszono wyniki konkursu na projekt pomnika: spośród czterystu prac wybrano projekt architektów z Berlina, braci Waltera i Johannesa Krugerów. Prace budowlane prowadzone w latach 1925- 1927 nadzorowało Ogólno-Niemieckie Towarzystwo Pomnika Bitwy pod Tannenbergiem. Koszt budowy wyniósł ponad 250 tys. ówczesnych marek. Przy okazji wspomnę o pewnej ciekawostce: do transportu granitowych bloków użytych do budowy mauzoleum używano takiego oto pojazdu:
W latach trzydziestych powstał w Niemczech system obsługi klientów nie posiadających bocznic kolejowych poprzez przewóz wagonów transporterami drogowymi. Zaprojektował je pracujący dla kolei niemieckich inż. Johann Culemeyer uznany za pioniera w dziedzinie przewozów drogowo- kolejowych i stąd ich potoczna nazwa- culmeyery. Opracował on na początku lat 30. XX wieku system transportowy bazujący na przyczepie wielokołowej do przewozu dużych ciężarów (tzw. Straßenroller) – początkowo transportowano głównie pojazdy szynowe, potem konstrukcję udoskonalono i zaczęto wykorzystywać do innych zadań. System Culemeyera składał się z dwu- lub trzyosiowych platform, które można było zestawiać wzdłużnie, dopasowując do przewożonego ciężaru. Najważniejszą ich cechą było to, że platforma poruszała się po drogach, po czym następował dość łatwy przeładunek na szyny. Zjazd na szyny umożliwiały specjalne rampy ustawiane na bocznicach kolejowych. Techniczną ciekawostką było zastosowanie osi wahadłowych z niewielkimi kołami i elastycznym opasaniem z gumy wyposażonych w mechaniczny system skrętu. Maksymalna prędkość pojazdu wynosiła bez ładunku 20 km/h, z ładunkiem – 16 km/h. Potocznie określano je mianem „ruchomych bocznic kolejowych”.
W czasie II wojny światowej były one stosowane na ziemiach polskich, a po wojnie na pewno część z nich pozostała w naszym kraju, o czym świadczy wydanie oficjalnych rozporządzeń dotyczących ich używania. Był to prekursor wszelkich platform drogowych do ciężkich ładunków- częściowo likwidował główną wadę kolei, która dziś ją zabija - niemożność dowiezienia towaru bezpośrednio pod drzwi przeciętnego klienta. Jest to jakby odwrócona idea „ TIR-y na tory”, którą z całego serca popieram:
Oto film z roku1987 pokazujący zastosowanie tego systemu w Hannowerze:
http://www.youtube.com/watch?v=_ODxu9PRSBs
I coś z czasów bardziej nam współczesnych:
http://www.youtube.com/watch?v=MXsjVDn_Ha8&feature=related
W osiemdziesiątą rocznicę urodzin von Hindenburga, 18 września 1927 r. nastąpiło uroczyste otwarcie( określenie chyba lepsze niż odsłonięcie) pomnika. Oczywiście był obecny sam von Hindenburg, przedstawiciele rządu itd. przy braku przedstawicieli partii lewicowych i centrowych oraz nieprawicowych stowarzyszeń kombatanckich. Pomnik usytuowano na sztucznie usypanym wzgórzu, którego wysokość została zawyżona poprzez wybranie ziemi, przez co stworzono pierścieniowate wklęśnięcie. Całość założenia otoczona była jakby naturalnym krajobrazem bitwy przez zachowanie niemieckich i rosyjskich grobów żołnierskich, natomiast ciągnące się wokół pola uprawne zadrzewiono sadząc m. in. 1500 dębów, dzięki czemu powstał park o powierzchni 7, 5 ha.
Założeniem twórców było nawiązanie do kręgu w Stonehenge uważanego za starogermańskie miejsce kultu( sic!). Odpowiednikiem słynnych bloków kamiennych było osiem granitowych wież wysokości 23 m o podstawie 9x 9 m połączonych podwójnymi, ustawionymi na planie równobocznego ośmiokąta murami wysokimi na 6 m, wybudowanymi ze specjalnej, czerwonej cegły, co było z kolei nawiązaniem do zamków krzyżackich.
Początkowo na środku dziecińca stał dwunasto- metrowy, drewniany krzyż obity miedzianą blachą, umieszczony na grobie dwudziestu nieznanych żołnierzy niemieckich.
Każda z wież spełniała ściśle określoną funkcję.
Wieża pierwsza- wejściowa: tu znajdowały się pomieszczenia batalionu z jednostki wojskowej w Ostródzie pełniącego wartę honorową przy pomniku.
Wieża druga: nigdy nieukończona, miała być poświęcona „ wysiłkom narodu niemieckiego podczas I wojny światowej.” W latach 1934- 1935 była wykorzystywana jako przejściowe miejsce spoczynku von Hindenburga.
Wieża trzecia: prezentowano w niej historię Prus Wschodnich.
Wieża czwarta, tzw. „ Sztandarowa”: zawierała kopie sztandarów jednostek walczących w 1914r., tablice pamiątkowe, symbole pułków niemieckich. "W ogromnych bastionach, wysoko, od dołu aż po ginący gdzieś strop, wiszą sztandary pułków, biorących udział w tych wielkich dniach. Wokoło idą tablice - brąz, marmur - fundowane przez związki byłych sławnych pułków - swoim kolegom. Na tablicach - cyfry strat, daty bohaterstw 59 p.p. (Deutsch - Eylau) stracił w ataku 28 oficerów i 1300 żołnierzy… Niemy, zastygły pean bohaterskiej woli zwycięstwa" ( M. Wańkowicz, „Na tropach Smętka”)
Wieża piąta: po przebudowie w 1935 r. umieszczono w niej zwłoki von Hindenburga i jego żony Gertrudy de domo Sterling( zmarłej w 1921 r.) Komora grobowa miała kształt kopuły, na środku stały dwa sarkofagi z brązu, za nimi- przy ścianie- stały dwa krzyże połączone ramionami z ulubionymi przez feldmarszałka hasłami: „ Miłość jest wieczna” i „ Bądź wiernym aż do śmierci.” Ścianę zdobił czarny, pruski orzeł, a wejścia strzegły dwa kamienne, cztero- metrowej wysokości posągi żołnierzy. W pomieszczeniu nad grobowcem urządzono salę poświęconą von Hindenburgowi, której głównym elementem był ważący 25 ton, cztero- metrowej wysokości posąg feldmarszałka wykonany z ciemnozielonego porfiru.
Wieża szósta, tzw. „ Żołnierska”: na jej ścianach widniała mozaika wykonana z różnobarwnych kamyczków przedstawiająca bitwy mające miejsce w trakcie I wojny światowej na terenie Prus. Na jej fryzach umieszczono sceny obrazujące dzieje jednego żołnierza- od pożegnania z domem po bohaterską śmierć na polu walki. Na górze znajdował się taras widokowy.
Wieża siódma: poświęcona była ofiarom wojny i wybudowano w niej kaplicę z oknami zdobionymi witrażami o tematyce wojennej. Na wyższych kondygnacjach znajdowało się archiwum.
Wieża ósma, tzw. „ Wieża dowódców”: eksponowano w niej popiersia piętnastu generałów niemieckich dowodzących wojskami w walkach w sierpniu 1914 roku.
Niedaleko pomnika wybudowano budynek, w którym znajdowała się specjalna mapa obrazująca przebieg bitwy. Jej budowa kosztowała konstruktora pięć lat ciężkiej pracy, a tak ją opisywał Melchior Wańkowicz w swej, ( niewygodnej obecnie politycznie) książce „ Na tropach Smętka”:
„ Każde 3 tys. Niemców zostaje oznaczone białą, każde 3 tys. Rosjan czerwoną lampką. Za mapą znajduje się skomplikowana maszyneria oraz sieć 60 tys. metrów kabla elektrycznego. Z przekręceniem tastra poczyna maszyna działać. Ogromny elektryczny zegar, umieszczony w lewym górnym rogu mapy, wskazuje 27 sierpnia. W tej chwili zaczęła się operacja. Mapa - ściana zasiana lampkami białymi i czerwonymi. Czerwone się panoszą, białe zapalają się gdzieś daleko na zachodzie. Wskazówka zegara się posuwa. Odmierzają się godziny i dnie. Równomiernie w terenie zapalają się i gasną coraz nowe lampki. Przed nami biegną długie rzędy zasłon, pierwszych, drugich i trzecich linii ognia i rezerw. W kotle o średnicy 40 km, mrowią się niby w przedśmiertnym paroksyzmie resztki trzech korpusów rosyjskich. Te świetlne linie skręcają się w parkosyzmach walki, obejmują się dookolnymi mackami i giną, gasną… To formacje, które wybito lub wzięto do niewoli.
Coraz mniej czerwonych lampek. Coraz niklej (…). O godz. Czwartej rano dnia 30 sierpnia 1914 r. gaśnie ostatnia lampka gdzieś w okolicy Wielbarka. To pobity Samsonow, przedzierając się przez gąszcze leśne z grupką kilku oficerów, bez sztabu, bez ordynansów, bez eskorty - strzela sobie w łeb. Dowódca XV, dowódca XIII korpusu - w niewoli! W niewoli 13 generałów. Koniec."
Ostatniego dnia sierpnia roku 1933 von Hindenburg ponownie zaszczycił swoją osobą kolejną, huczną imprezę w Tannenbergu. Wprawdzie schorowany, ale był jeszcze najważniejszą personą, chociaż pierwsze skrzypce grali już: kanclerz Niemiec Adolf H.( w cylindrze!) i przewodniczący Reichstagu Hermann Göring.
Po dojściu do władzy Adolfa Hitlera propagandowe znaczenie pomnika przybrało kolosalne rozmiary: odbywały się tu masowe spędy tysięcy Niemców( nie nazistów, czy hitlerowców, ale Niemców!!) przybywających z najdalszych krańców Reichu w ramach patriotycznych pielgrzymek.
Największą imprezą był pogrzeb feldmarszałka von Hindenburga 7 sierpnia 1934 r.
Wbrew woli zmarłego zwłoki zostały przywiezione w swoistej procesji lokalnymi drogami z Ogrodzieńca do Olsztynka, gdzie czekały na nie tysiące Niemców z uwielbianym przez nich niczym Bóg Adolfem H. i najwyższymi władzami oraz przedstawicielami obcych państw. Biły dzwony, armaty oddawały honorowe salwy, chóry śpiewały, Niemki mdlały, a stare wiarusy dumnie ocierały spływające po policzkach łzy( towarzyszyło im nie mniej wzruszone młode mięso armatnie szykujące się na podbój świata.) W swej mowie pożegnalnej pełnej teatralnych gestów „ pod publiczkę” i patetycznych słów Wielki Budowniczy Tysiącletniej Rzeszy, Pan i Władca niemieckich duszyczek żegnał feldmarszałka m. in. takimi słowy: „ Toter Feldherr, geh’ ein in Walhalla!” czyli mówiąc ludzkim językiem: „ Zmarły Wodzu Naczelny, zmierzaj do Walhalii!.” Oto archiwalny film z tego przedstawienia:
http://www.youtube.com/watch?v=4H3rVfaqwC8&feature=related
Adolf jako niespełniony artysta i architekt chwycił za ołówek i własnoręcznie opracował plany przebudowy pomnika na mauzoleum von Hindenburga. Jak to zwykle bywa „ na pierwszy ogień” poszło dwudziestu, Bogu ducha winnych, nieznanych żołnierzy spoczywających w grobie na środku dziedzińca- ich prochy przeniesiono do dwóch wież. Powierzchnię placu obniżono o przeszło dwa metry, wyłożono go kamiennymi płytami, z których wybudowano również schody prowadzące do wież, przez co całość nabrała amfiteatralnego charakteru.
Specjalnym dekretem Hitlera uczyniono z mauzoleum w Tannenbergu jedyny na terenie Niemiec „ Pomnik Chwały Rzeszy” ( z czym wiązały się olbrzymie dotacje państwowe.)
I wtedy się dopiero zaczęło! Dzień po dniu, bez względu na porę roku i pogodę ściągały do mauzoleum tysiące Niemców: obowiązkowe wycieczki szkolne mieszały się z rozhisteryzowanymi mamuśkami, przybywającymi tu z mężami i potomstwem, weterani wojenni dumnie prężyli swe torsy ozdobione medalami, młodzi Nordycy i ich równie płowowłose koleżanki dziarsko witały się uniesieniem ręki połączonym z odpowiednim wrzaskiem wydobywającym się z młodych płuc. I tak to się kręciło. Oczywiście dzisiaj każdy Niemiec powie wam, że to byli jacyś naziści, czy inne ufoludki pod nazwą hitlerowcy, ale nigdy nie byli to prawi Niemcy!! O nie!! Oni zawsze z obrzydzeniem odwracali się od tych dziwaków, o których mowa. Biedacy. Podejrzewam, że ta nacja cierpi na masowe występowanie anomalii anatomicznej o łacińskiej nazwie Nervus skleroticus. Nie bez znaczenia jest i to, że Alzheimer też był Niemcem…
Niemcy były zasypane ulotkami, widokówkami i przewodnikami, poczta wydawała specjalne znaczki pocztowe- jednym słowem „ Show must go on!”
Nawet niemieckie koleje zaznaczyły to miejsce na swojej mapie:
W każdej miejscowości związanej czymkolwiek z bitwą, choćby tym, że znalazła się na trasie przejazdu wojsk zdążających na pole bitwy- wszędzie tam stawiano pomniki, fundowano odpowiednie tablice, kościelne witraże głosiły chwałę niemieckiego oręża. Nawet niedaleko mnie, w miejscowości Chocielewko( na zachód od Lęborka) znajduje się mały kościółek ufundowany przez wspomnianego w opisie bitwy gen. von Mackensen z takimiż- do dzisiaj częściowo zachowanymi- witrażami. Niedaleko leży w polu spory głaz narzutowy z faksymilą Bismarcka…
W Olsztynku nie mogło zabraknąć takich pamiątek jak:
1. Pomnik pruskiego piechura zatopionego w brązie, ustawiony na wysokim postumencie na rynku obok kościoła ewangelickiego,
2. w którym wybudowano specjalny ołtarz.
3. Dwóm ulicom nadano odpowiednie nazwy: oczywiście Hindenburgstarße i Goltzstraße.
Samo miasteczko dużo zyskało z tej całej hucpy: zostało skanalizowane, zmodernizowano miejskie wodociągi i sieć elektryczną. Rynek i większość ulic otrzymały dobrą nawierzchnię, a w 1932 r. oddano do użytku nową szkołę podstawową służącą jako wzór niemieckiej doskonałości budowlanej. Do dzisiaj podróżni korzystają z dworca zbudowanego w tamtych czasach. Nie zapomniano oczywiście o tzw. infrastrukturze turystycznej: jeden z najpiękniejszych i największych młodzieżowych domów wczasowych w d. Prusach Wschodnich usytuowany był nad jeziorem Jemiołowo, ponadto w centrum miasta, w budynku ratusza powstał nowoczesny hotel „ Keiserhof” na 60 miejsc. Wybudowano omijającą tereny Olsztynka obwodnicę w kierunku Olsztyna i Ostródy, powstała piękna aleja spacerowa biegnąca przez las miejski w kierunku sanatorium „ Ameryka”.
W odległości ok. 300 m od mauzoleum znajdował się pomnik poświęcony pamięci żołnierzy 147 Regimentu Piechoty im. von Hindenburga: lew o wymiarach 2,1 x 2,1 x 1,1 m( dł/ wys/ szer.) o wadze 7 ton, wykuty z jednego bloku granitu ustawiony na wysokim na 8 metrów postumencie. Kula( o średnicy 60 cm), na której opierał swą łapę symbolizowała Ziemię i- jak się wszyscy domyślamy- oznaczać to miało świetlaną przyszłość Ziemian pod rządami Narodu Panów. Właśnie od niego wszystko się zaczęło: dopiero trzy lata po jego odsłonięciu,( co miało miejsce 31 sierpnia 1924 r.) powstało coś w bardziej „odpowiedniej” skali. Lew patrzył na upadek mauzoleum do 1952 r., by później zapaść się pod ziemię. Odnaleziono go dopiero 20 maja 1993 r. na terenie posowieckich koszar- widocznie przypadł do gustu oficerom jednej z jednostek zwycięskiej Armii Czerwonej, której jednostka stacjonowała w Olsztynku. Obecnie stoi na placu przed ratuszem miejskim. Czyżby władze tego polskiego miasta chciały w ten sposób okazać swoją wolę powrotu do światłych planów twórców pomnika( p. wyżej)?
Ciekawym pomnikiem był… wodopój, czyli pomnik padłych w bitwie koni autorstwa córki inicjatora pomnika, gen. Hansa Kahnsa. Jego jedyne zdjęcie zachowało się w książce wydanej w 1936 r. p.t. „ Deutchland über alles- Ehrenmale des Weltkrieges”
Znalazłem w Necie dokładny opis( ze zdjęciami) wszystkich cmentarzy, pomników i tablic umieszczonych w pobliżu i w obrębie mauzoleum:
http://www.rowery.olsztyn.pl/wiki/miejsca/1914/warminsko-mazurskie/sudwa
Szczególnie uroczyście zapowiadały się uroczystości 25 rocznicy bitwy- wydzierżawiono od okolicznych gospodarzy kilka hektarów gruntów w celu przygotowań do rzekomych uroczystości( miało tam powstać małe miasteczko zlotowe dla weteranów), ale wybuchła II wojna światowa…
Baraki zajęli jeńcy polscy- w ten sposób powstał okryty ponurą sławą obóz jeniecki Stalag IB Hohenstein, jeden z największych na terenie d. Prus Wschodnich, przez który w latach 1939- 1945 przewinęło się ok. 600 000 jeńców wojennych, w tym Polacy, Rosjanie, Francuzi, Belgowie, Włosi, Holendrzy, Anglicy, Czesi i Słowacy. Szczególnie okrutnie traktowali Niemcy jeńców sowieckich( np. przywożonych zimą 1941/ 1942 trzymano pod gołym niebem)- stanowią oni większość z 55 tysięcy ofiar pochowanych na cmentarzu w Sudwie( trasa nr 7, po lewej stronie jadąc w kier. Warszawy). Jest to ogromna liczba biorąc pod uwagę fakt, że nie był to obóz zagłady, tylko obóz jeniecki podległy „ rycerskiemu” Wermachtowi. Tak wysoki stopień śmiertelności powodowały głównie takie czynniki jak:
- Choroby- głównie tyfus.
- Głód- śniadanie: dla 7 osób 1,5 kg chleba i kostka margaryny, lub odrobina marmolady, wieczorem zupa z brukwi, lub tylko czarna kawa.
- Zimno- baraki były nie ogrzewane.
- Wyniszczająca praca: w obozie przeprowadzano uciążliwe marsze i ćwiczenia, kierowano więźniów do ciężkich prac fizycznych np. przy budowie torów kolejowych w Olsztynku i pracy w lesie, w 16 ośrodkach pracy oraz w czterdziestu miejscowościach na terenie Prus Wschodnich, czy na roli.
- Pewną liczbę jeńców rozstrzelano.
W dniu 19 stycznia 1945 r. radzieckie samoloty zrzuciły kilka bomb na teren wokół obozu. Następnego dnia przystąpiono do pospiesznej ewakuacji jeńców, ale i tak większość z nich dostała się w ręce czerwonoarmistów. Najgorszy był los Rosjan: zgodnie z rozkazem Stalina określającego każdego jeńca sowieckiego zdrajcą, zostali popędzeni do lagrów na Syberię. Po zmarłych i zamęczonych pozostały masowe i pojedyncze groby.
Pamięć poległych uczczono pomnikiem projektu Ryszarda Wachowskiego:
Na cmentarzu ofiar obozu jenieckiego spoczęły początkowo szczątki wszystkich zmarłych i pomordowanych. Po wojnie zwłoki Francuzów i Belgów przeniesiono do ich krajów, a dla Włochów urządzono w Warszawie wspólny cmentarz.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego w takim miejscu znalazły się elementy jakby żywcem przeniesione z komiksów:
Jest też sporo bardzo zniszczonych nagrobków:
Gdy zakończyły się działania wojenne cały obóz jeniecki zachował się w doskonałym stanie w postaci dziesiątków baraków ogrodzonych podwójnym rzędem drutów kolczastych oraz magazynów przy torach kolejki wąskotorowej ze stertami odzieży i różnych materiałów . W późniejszych latach okoliczna ludność rozbierała obozowe baraki wykorzystując ich elementy do remontów domów, stodół, czy chlewików. Później większą część materiałów budowlanych wysyłano do Warszawy- z Olsztynka odchodziły całe pociągi z drewnem i cegłą. Powstały z tego domki na Jelonkach, w których najpierw mieszkali budowniczowie Pałacu Kultury, by później przeznaczyć je dla studentów( domy te stoją do dziś).
Po ogromnym Stalagu I B Hohenstein pozostało niewiele śladów. Cały teren porósł trawą, krzewami i tylko miejscowi rolnicy narzekają, że trudno uprawiać tę umęczoną ziemię
Jest jeszcze zapomniany pomnik i zniszczone tablice…
W gimnazjum w Olsztynku powstała wystawa "Pamięci więźniów obozu jenieckiego Stalag IB Hohenstein" przedstawiająca liczne przedmioty i rzeczy osobiste jeńców, fotografie, dokumenty i powojenne wydawnictwa.
Obawiając się profanacji zwłok feldmarszałka i jego żony ze strony nadciągającej Armii Czerwonej Hans Georg Reinhardt wydał 23 stycznia 1945 r. rozkaz ewakuowania trumien wraz z większością eksponatów( w tym 250 sztandarów oraz znaków bojowych) i wysadzenia monumentu w powietrze. Zadanie mieli wykonać żołnierze 299 dywizji piechoty przy VII Korpusie Pancernym, ale nie wykonali go z niemiecką dokładnością: wysadzili w powietrze tylko wieżę wejściową i wieżę Hindenburga. Feldmarszałek dotarł przez Królewiec, Piławę( obecny Bałtijsk) do Świnoujścia i dalej przez Kiel i Poczdam do nieczynnych wyrobisk kopalni soli w Bernterode w Turyngii. Zwłoki Hindenburgów nie były tam samotne: obok spoczywały doczesne szczątki królów pruskich Fryderyka Wilhelma i Fryderyka Wielkiego, obrazy z pałacu Sans- Souci, regalia Hohenzollernów: korona, jabłko cesarskie i miecze koronacyjne oraz większą część prywatnej kolekcji dzieł sztuki gauleitera Prus Ericha Kocha zrabowanych na okupowanych terenach.
Wiele spośród zdeponowanych tam skarbów ukradli dzielni Jankesi, ( o czym jest mowa w świetnej książce p.t. „ Złoto Trzeciej Rzeszy”), ale to już inna historia…
Amerykanie przetransportowali trumny ze zwłokami feldmarszałka i jego żony do Marburga nad rzeką Lahn w Hesji, gdzie początkowo zostały zdeponowane w podziemiach miejscowego zamku zamienionych na magazyny dzieł sztuki i archiwaliów. Na polecenie US Army, nocą z 16 na 17 sierpnia 1946 r. przewieziono je do krypt ewangelickiego kościoła św. Elżbiety, gdzie spoczywają do dzisiejszego dnia.
Oto ciekawa relacja znaleziona w Necie:
Stanisław Piechocki (Magiczny Olsztyn)
„Tymczasem ostatnio przypadkowo natknąłem się na spisaną w 1962 roku nieznaną, jednak w pełni wiarygodną, relację mieszkającego w Rees (Nadrenia Północna Westfalia) Paula Raffela, która rzuciła na sprawę całkiem nowe światło. Według niej opisywana akcja nie miała tak niezwykłego charakteru i przebiegu, przynajmniej na terenie Prus Wschodnich, jak to podawano, a sam transport tak ważnych person, jakimi byli Hindenburgowie, niczym nie odróżniał się od zwykłych transportów ewakuacyjnych, powszechnych w tamtych czasach. Jak się okazuje, wcale nie musiał przedzierać się on bezdrożami. Jego trasa prowadziła niczym niezakamuflowanymi szlakami ucieczki Niemców na zachód. Swojego rodzaju sensację może jedynie stanowić to, że przebiegała ona przez Olsztyn.
Niewyróżniająca się spośród masy pojazdów wojskowa ciężarówka z przyczepą, wioząca dwie metalowe trumny i stertę zrolowanych sztandarów paradnych pochodzących z mauzoleum dotarła do miasta 21 stycznia 1945 roku przed południem szosą od strony Olsztynka. Następnie dzisiejszymi ulicami Warszawską, Grunwaldzką, Konopnickiej oraz Nowowiejskiego dotarła w okolice zamku i tam na placu koło willi Sperla nastąpił krótki postój. Dowodzący obsługującym transport ośmioma żołnierzami oficer w stopniu majora zabrał "na łebka" kilku cywilnych uciekinierów - kobiety z dziećmi.
Cywile zostali umieszczeni przede wszystkim na okrytej pałatkami przyczepie zaś żołnierze i dwie kobiety w zadaszonym plandeką samochodzie ciężarowym. Z lewej strony ciężarówki znajdowało się kilka zamkniętych skrzyń. Z prawej strony natomiast stały dwie cynkowe trumny, jedna za drugą. Na podłodze piętrzyły się zwinięte sztandary. Z powodu braku miejsca obie kobiety usiadły na trumnach,
opierając nogi o stertę sztandarów. Transport wyruszył z miejsca postoju około godziny dwunastej i dzisiejszymi ulicami Nowowiejskiego, 11 Listopada, Dąbrowszczaków, Partyzantów skierował się
w stronę Barczewa. Dalej jechał traktem drogowym wiodącym przez Jeziorany, Lidzbark Warmiński, Bartoszyce, Pruską Iławę w kierunku Królewca. Jazda przebiegała bez incydentów. Tylko jeden raz na niebie pojawiły się radzieckie samoloty, ale pojazd w porę zdążył się ukryć w lesie, przez który akurat wiodła droga ewakuacji i przeczekać niebezpieczeństwo.
Spowalniany przez ciągnące na północ kolumny uciekinierów transport dotarł do Królewca około godziny dwudziestej, osiągając cel podróży. Koło dworca kolejowego dowodzący oficer polecił cywilom opuścić pojazd, który odjechał następnie ze strzegącymi go żołnierzami do miejsca przeznaczenia.
Dalsza droga sarkofagów ze zwłokami Hindenburgów prowadziła do królewieckiego portu. Stamtąd na pokładzie krążownika Kriegsmarine "Emden" przetransportowano je drogą morską, a następnie samochodem do niezajętej jeszcze wówczas przez aliantów Turyngii. Po znacznych perypetiach trumny ze szczątkami Hindenburgów znalazły się wreszcie w roku 1946 w krypcie kościoła ewangelickiego pod wezwaniem św. Elżbiety w Marburgu (Hesja), gdzie pozostają do dziś.”
Podobnie, jak było ze śmiercią generała Samsonowa ewakuacja zwłok von Hindenburga miała symboliczne znaczenie: istniała przepowiednia mówiąca o tym, że dopóki prochy feldmarszałka spoczywać będą w Tannenberskim mauzoleum, dopóty istnieć będą Prusy Wschodnie…
Po rozpoczęciu zimowej ofensywy radzieckiej zarządzono ewakuację ludności w głąb Niemiec: tysiące ludzi, zabierając podręczny bagaż, pieszo lub na wozach konnych uciekało w kierunku Elbląga i Zalewu Wiślanego. W dniu 20 stycznia 1945 roku większość mieszkańców Olsztynka ewakuowano pociągami do Niemiec. Następnego dnia samoloty radzieckie zrzuciły bomby na miasto: trzy z nich trafiły w domy burząc je. Olsztynek nie był przygotowany do obrony- jedynie na drogach wylotowych ustawiono prowizoryczne zapory przeciwczołgowe zrobione z belek drewnianych i kolczastego drutu, przez co 22 stycznia niewielkie siły radzieckie bez większego problemu zdobyły wyludnione miasto. Żołnierze, a nawet oficerowie radzieccy nie dostrzegali różnic pomiędzy Niemcem, Mazurem czy Warmiakiem- dla nich wszyscy byli faszystami, a tych jako wrogów należało zabijać. Najbardziej niebezpieczne były grupy maruderów idące tuż za oddziałami czołowymi i to oni przede wszystkim dopuszczali się grabieży pozostawionych dóbr, podpaleń, gwałtów i morderstw. Tak było również i w Olsztynku: zdobyte bez walki miasto zostało w 70% spalone przez pijanych żołnierzy radzieckich- spłonęły wówczas najładniejsze kamienice w centrum miasta i zabytkowy kościół ewangelicki. Przystąpiono do planowej i systematycznej grabieży- wszystkie istniejące zakłady przemysłowe i rzemieślnicze zdemontowano, a maszyny i urządzenia wywieziono do Związku Radzieckiego.
Sytuacja ludności Prus Wschodnich w styczniu 1945 roku była niezwykle złożona pod względem narodowościowym- np. w Olsztynku mieszkało w tym czasie 4200 osób, z czego większość stanowiła ludność niemiecka. W okolicznych wioskach przeważali Mazurzy i Warmiacy. Było też na tych terenach bardzo dużo robotników przymusowych z Polski i innych krajów Europy.
23 maja 1945 roku w zniszczonym i ograbionym Olsztynku władzę przejął pełnomocnik rządu polskiego. Latem 1945 roku napłynęły pierwsze większe grupy osadników polskich zajmując wolne domy w mieście. We wrześniu mieszkały już w Olsztynku 854 osoby, z tego 53 Mazurów, 140 Niemców i 661 osób z ziem polskich. Jesienią 1946 r. zaczęły przybywać pierwsze transporty repatriantów z Wołynia i Wileńszczyzny. Warunki życia w początkowym okresie były niezwykle trudne: w spalonym mieście zniszczeniu uległy sieci: wodociągowa, gazowa i elektryczna, handel nie istniał, brakowało żywności. Zakłady rzemieślnicze i przemysłowe stały puste, gdyż maszyny i urządzenia wywieziono. Życie w powojennym Olsztynku zaczynało się niemal od zera w atmosferze tymczasowości i zagrożenia. Z czasem jednak zaczęło powracać i tu normalne życie- było to zasługą pierwszych uczciwych ludzi, którzy postanowili związać swoje losy z tą ziemią i podjęli ogromny wysiłek odbudowy.
Poniżej unikalne zdjęcia i film dokumentalny nakręcony przez Rosjan podczas operacji wschodniopruskiej - natarcia 2-go i 3-go Frontu Białoruskiego, przedstawiający stan ruin w 1945 r.
oraz:
http://warmaz.pl/index.php?Itemid=58&id=47&option=com_content&view=article
http://www.youtube.com/watch?v=fbNu1IqloGo
Dopiero cztery lata później rozpoczęto definitywną rozbiórkę pomnika: granitowe płyty wywieziono głównie do Warszawy, gdzie zajęły poczytne miejsce w takich budowlach jak gmach KC PZPR, Pałac Kultury i Nauki, czy cokół pomnika Bojowników o Polskę Ludową, natomiast w Olsztynie wykorzystano je do budowy tzw. „ Szubienic”, czyli Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej autorstwa Xawerego Dunikowskiego, odsłonięty w 1954 r. przy ówczesnym placu Armii Czerwonej( obecnie przemianowany na Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko- Mazurskiej).
Po dawnym pomniku chwały rzeszy pozostało jedynie wgłębienie terenowe( doskonale widoczne na zdjęciach satelitarnych- p. link poniżej) i fragmenty ruin, głównie fundamentów.
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&ll=53.582927,20.264969&spn=0.028942,0.067291&t=h&z=14
Wydawałoby się, że tak skończyła się historia bitwy i mauzoleum. Proszę jednak obejrzeć kopię tej kartki pocztowej:
Oraz te filmy:
http://www.youtube.com/watch?v=kMBQ9SAKFfQ&feature=related
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=SPhO8hcDfxQ&NR=1
http://www.youtube.com/watch?v=xMJr-u4gHLc&feature=related
Za czasów mej młodości krążyło takie pytanie: co oznacza skrót NSDAP? Nasi Są Daleko Ale Powrócą. Sądząc po otaczającej nas rzeczywistości nie jest mi do śmiechu. A Wam?
Nie tylko ja widzę ten problem- znalazłem w Necie kilka stron poruszających ten problem. Oto jedna z nich:
http://www.bibula.com/?p=20152
W 2004 r. władze Olsztynka prowadziły rozmowy ze stroną niemiecką na temat wybudowania na miejscu mauzoleum pomnika poświęconego poległym żołnierzom niemieckim, rosyjskim i polskim(??) Skąd ten pomysł??? Czyżbym słyszał dźwięk judaszowych srebrników?
Oto źródło tej kuriozalnej informacji:
http://tannenberg-nationaldenkmal.andreasspringer.de/ruinen/index.html
Wszystkim, którzy z podziwem mówią o Niemcach i porządku, jaki panował za ich rządów, marzących o przywróceniu tegoż Ordnungu w obecnej Polsce dedykuję cytat z wydanej jeszcze w 1935 roku broszury wydanej przez Główny Urząd SS, zatytułowanej „ Der Untermensch”, w której Słowian opisywano jako: „ biologicznie pozornie całkowicie tak samo ukształtowany twór natury, posiadający ręce, nogi i rodzaj mózgu, oczy oraz usta, jest jednak kreaturą zupełnie odmienną, straszliwą, jest tylko surowym szkicem człowieka o podobnych do człowieka rysach twarzy, ale duchowo, jeśli idzie o duszę, stoi niżej od jakiegokolwiek zwierzęcia”. Dodam do tego jeszcze cytat z dzieła Himmlera „ O traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie” przedłożonego Hitlerowi 10 maja 1940 r.: „ Dla nie- niemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć wyższe szkoły niż czteroklasowa szkoła ludowa. Taka szkoła ma zapewnić wyłącznie: umiejętność liczenia najwyżej do 500, napisanie nazwiska i przyswojenie nauki, że nakazem Boga jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. Czytania nie uważam za konieczne. Oprócz tej szkoły nie mogą istnieć na Wschodzie żadne inne szkoły.(…) Po konsekwentnej realizacji tych zarządzeń ludność Generalnej Guberni w ciągu najbliższych 10 lat składać się będzie z konieczności z pozostałej małowartościowej ludności, z wysiedlonej ludności prowincji wschodnich i innych części Rzeszy Niemieckiej, ludności należącej do tego samego rasowego i ludzkiego rodzaju( co np. Serbowie i Łużyczanie). Ta ludność będzie do dyspozycji jako pozbawiony przywództwa lud roboczy i będzie corocznie dostarczać Niemcom robotników sezonowych i robotników do specjalnych przedsięwzięć( drogi, kamieniołomy, budowle)”.
Pozostawię te cytaty bez komentarza licząc na to, że może chociaż kilka osób zastanowi się nad tym, co mówi…
Kilka filmów i zdjęć z Netu:
http://www.youtube.com/watch?v=RhujRPpzHDc&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=aaK_fitvh3Q&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=mLMG3MRZYUk&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=JidDI60nBqw&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=7JsMf0WuA3Q&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=zFQ0ZYWybBg
W trakcie przygotowań do tego tekstu korzystałem z wielu źródeł, jednak książka autorstwa Modris Eksteins p.t. „ Święto wiosny” wywarła na mnie największe wrażenie. Jest po prostu niezwykła. Polecam!!!!